[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mała wypuściła z siebie potok arabskich słów. Lucy żadnego nie
zrozumiała. Podniosła ręce i pokręciła głową a dziewczynka zaczęła wyjaśniać
na migi, wydając odpowiednie dzwięki. Efekt był tak zabawny, że Lucy
zasłoniła dłonią usta.
Amirah, bardzo zadowolona z siebie, wybuchnęła śmiechem. Naraz
odwróciła się, bo ktoś zaczął ją wołać. Dziewczynka opadła na podłogę i na
czworaka wczołgała się pod kanapę.
- 52 -
S
R
ROZDZIAA PITY
Opiekunka Amirah zatrzymała się w otwartych drzwiach, popatrzyła na
Lucy.
- Przepraszam, pani. Szukam dziecka, Amirah.
- Jeśli ją zobaczę, zadzwonię - odparła Lucy. Podniosła palec do ust,
pokazała na kryjówkę dziewczynki i delikatnie poklepała miejsce na kanapie,
milcząco oznajmiając, że chętnie zatrzyma tu małą.
Kobieta uśmiechnęła się, skinęła głową i zniknęła. Lucy zajrzała pod kapę
przykrywającą kanapę.
- No już, Amirah, możesz wyjść.
Mała wysunęła głowę, rozejrzała się i uśmiechnięta od ucha do ucha
wskoczyła na kanapę.
- Lucy - powiedziała, dotykając jej ręki.
- Amirah - rzekła Lucy, dotykając policzka dziecka. Obie uśmiechnęły się
do siebie.
Amirah wskazała na dzbanek z wodą, powiedziała coś. Lucy domyślnie
podała jej szklankę. Dziewczynka, chichocząc, kilka razy powtórzyła proszę",
wypiła wodę, odstawiła szklankę i pobiegła do wyjścia. Już przy drzwiach od-
wróciła się, dygnęła.
- Szukran, Lucy.
- Afwan, Amirah. Ma'as salamah.
Dziecko roześmiało się, zawołało coś i wybiegło.
Lucy starała się przypomnieć sobie, co to znaczyło. W końcu się
domyśliła. Do zobaczenia".
Sięgnęła po dzwonek, a gdy w drzwiach wyrosła opiekunka, pokazała
kierunek, w którym pobiegła jej podopieczna.
- 53 -
S
R
Hanif usłyszał dzwięk dzwonka. A już myślał, że Lucy nigdy z niego nie
skorzysta. Kto wie, może jednak nie są jej obce arystokratyczne ciągotki, tylko
maskuje je powściągliwością? A może rzeczywiście jest w potrzebie? Nie tracił
już czasu na zastanawianie.
Lucy siedziała nieruchomo, na jej twarzy malował się łagodny uśmiech.
Zgasł, gdy tylko ujrzała Hana.
- Och... Han.
- Zaskoczyłem cię? Dzwoniłaś.
- Tak, ale...
- Ale?
Ale to nie jego wzywała, domyślił się w jednej chwili. I teraz gorączkowo
kombinowała, jak się wykręcić.
- Ale nie spodziewałam się, że tak szybko przyjdziesz. Mówiłeś, że
dopiero ktoś cię wezwie.
- Lucy, nie jesteśmy w pałacu. To jest niewielki pawilon, miejsce na lato.
Letni domek.
- Uhm. Tak jak Camp David czy Balmoral - zakpiła. Nagle ją tknęło, że
być może nigdy nie słyszał o tych miejscach. - Balmoral to szkocki dom
królowej Elżbiety. Nasza rodzina królewska spędza tam wakacje.
Nie miał zamiaru zdradzać, że nie tylko słyszał, ale sam kilka razy był w
tym miejscu.
- Lucy, nie drwij. W Rawdah al-Arusah nie ma więcej jak dwanaście
pokoi.
- Tylko dwanaście? No nie.
Nabija się z niego. Czyli szybko wraca do zdrowia.
- No, góra piętnaście - uściślił.
- Dla mnie to miejsce jest niesamowite. - Potoczyła wzrokiem po ręcznie
malowanych kafelkach, meblach obitych kosztownymi tkaninami. - Piękne.
- 54 -
S
R
- Zostało zbudowane dla księżnej. Jedynym mężczyzną, jaki miał tutaj
prawo wstępu, był jej mąż.
Lucy oblała się rumieńcem.
- Chcesz powiedzieć, że to był harem?
- Twoje wyobrażenie jest bardzo dalekie od rzeczywistości. To była
cytadela. Miejsce, do którego bez zgody księżnej nikt nie mógł wejść.
- Nawet jej mąż?
- Nawet jej mąż.
- Naprawdę? - Jej zdumienie rozbawiło go. - W takim razie gdzie on tu
mieszkał?
- W domku myśliwskim, nieco na uboczu, z dala od pawilonu. Tam było
miejsce dla niego i towarzyszących mu mężczyzn. Ja też tam się
zatrzymywałem, dopóki Nur nie podupadła na zdrowiu. Wtedy przeniosłem się
do pawilonu, by być w pobliżu.
Poczuła ucisk w żołądku. Sama nie wiedziała, dlaczego. Może dlatego, że
oczami wyobrazni ujrzała piękną Nur wzywającą go do siebie. Wystrojoną w
jedwabne szaty, z lśniącymi włosami, gotową na wszystko, by ucieszyć męża.
Zapraszała go na ucztę, rozweselała, roznamiętniała, aż tracił panowanie nad
sobą...
- Lucy, dobrze się czujesz? Otrząsnęła się, przełknęła ślinę.
- Tak. Bardzo dobrze. - Zawahała się. - I zamieszkałeś potem tutaj.
- Cenię spokój. I nie zawracam głowy mojej rodzinie.
Martwili się o niego, domyśliła się. Dlatego pozostał na pustyni. By nie
byli świadkami jego rozpaczy...
- Czym się tu zajmujesz?
- Wyprawiam się na pustynię z sokołami, szkolę je. Odwiedzam tutejsze
plemiona, sprawdzam, czy niczego im nie brakuje. Poza tym ogród wymaga
opieki.
- Chcesz doprowadzić go do wcześniejszego stanu?
- 55 -
S
R
- Do wcześniejszej doskonałości? To niestety jest niemożliwe. Ale
niektóre rzeczy wymagają pilnego remontu. System nawadniający zaczyna się
sypać, jeśli się go nie naprawi, ogród zginie. Mam tutaj bibliotekę. Jak widzisz,
nie brak mi zajęć. Nie narzekam na nadmiar wolnego czasu.
- A jeszcze jakaś niezbyt rozgarnięta kobieta niemal zabija się przed
twoim domem.
- %7łycie jednej kobiety jest więcej warte niż ogród czy praca i zgłębianie
wiedzy.
- Prowadzisz tu studia? Pracujesz? Przepraszam, że ci przeszkodziłam...
- Tłumaczę na francuski i angielski utwory jednego z naszych poetów. Jak
sama widzisz, nic szczególnie pilnego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]