[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Azy ponownie popłynęły jej z oczu.
- Tu jest moja rezygnacja z pracy. - Sięgnęła do szuflady i podała Rickowi dokument. Mam
zamiar złożyć ją w poniedziałek.
- Przykro mi. - Rick wziął od niej papier i Kara wyszła.
Zgarnął otrzymane umowy i poszedł do swojego pokoju, żeby je przejrzeć. Miał w ręku dowody
sprzeniewierzenia Alana. Czy to wystarczy? Czy może Alan znajdzie sposób wykpienia się z tego?
Sawyer powiedział, że najlepiej mieć dokumenty i jego słowne przyznanie się do oszustw.
Spojrzał na zegarek. Do diabła, spózni się na bal Zadzwonił do Lily, ale jej telefon nie
odpowiadał, a Lily nie nosiła przy sobie komórki.
Włożył dokumenty do teczki i skierował się w stronę drzwi. Musiał to pokazać ojcu. A pózniej
musi zdecydować, jak ma postąpić w stosunku do Lily. Zależało mu na niej i nie powinien
pozwolić jej odejść, ale z drugiej strony, nie chciał, żeby była z nim nieszczęśliwa.
- Jeszcze nigdy nie wyglądałaś tak pięknie powiedziała Joann West, całując córkę w policzek.
Lily również to widziała. Ale jaki będzie wynik tego balu? Co będzie, jeśli nie sprowokuje Alana
do przyznania się?
- Dziękuję, mamo.
Zadzwonił dzwonek przy drzwiach i Lily chwyciła torebkę, pożyczoną od Lynn. Znajdował się
w niej malutki magnetofon, włożony między kosmetyki. Podbiegła do drzwi. Przed nią stał Trent z
dziwnym wyrazem twarzy.
- Faulkner przysłał rolls - royce a.
Carter ubrany w czarny garnitur i szoferski kapelusz, uśmiechał się szeroko.
- Rick prosił, żebym ci powiedział, że jazda karetą na bal wyszła z mody.
Lily roześmiała się. Carter był wysoki i barczysty. Miał ciemne włosy i niebieskie oczy. Był
wspaniały. Dlaczego więc nie reagowała na niego tak jak na Ricka?
Joann podeszła do samochodu i patrzyła, jak Carter pomaga Lily zająć miejsce, po czym zamyka
za nią drzwi i idzie w kierunku miejsca dla kierowcy.
- Lily, jeśli spotkasz ojca... - przyłożyła palec do ust.
- Zafunduję mu kopniaka za to, że złamał ci serce.
- Lily! - upomniała ją matka.
- %7łartuję mamo. Powiem mu, że z własnej woli pozbawił się wspaniałego życia.
- Ale to zrobił, a my, mimo wszystko, mieliśmy dobre życie - stwierdziła Joann.
- Tak, mamusiu, masz rację.
Trent podszedł do Cartera.
- Powiedz Faulknerowi, że jeśli skrzywdzi moją siostrę, to będzie miał ze mną do czynienia.
Carter uśmiechnął się.
- Przekażę mu to. - Spojrzał w lusterko i napotkał wzrok Lily.
- Gotowa?
Lily nabrała głęboko powietrza do płuc.
- Tak, jestem gotowa.
Trent zamknął drzwi i samochód potoczył się naprzód. Lily zamknęła oczy i próbowała się
uspokoić. Po chwili otworzyła je i rozejrzała się po wnętrzu samochodu. Kosztował pewnie
więcej, niż ona zarabiała w ciągu roku. Luksusowy samochód jechał bezszelestnie, a w miarę jak
zbliżali się do celu, żołądek Lily zaciskał się coraz bardziej.
Dotarli na miejsce i Lily na drżących nogach skierowała się w stronę domu.
Na schodach powitała ją Barbara Faulkner.
- Lily, wyglądasz przepięknie.
- Dziękuję, pani Faulkner. - Suknia Liły była piękna, ale nie mogła się równać z tą, w którą
ubrana była matka Ricka.
Starannie ukształtowane brwi uniosły się w górę,
- Barbara - upomniała ją. - A teraz powiedz, gdzie jest mój syn.
- Miałam się z nim spotkać tutaj.
- Myślałam, że nauczyłam go dobrych manier. Jak tylko się pojawi, odeślę go do ciebie. Wiele
członkiń Klubu Ogrodowego pytało o ciebie. Obawiam się, że nie dadzą ci dziś spokoju. Sala
balowa jest na prawo.
- Dziękuję. - Lily przeszła przez hol i weszła do sali balowej. Bogactwo wystroju ogłuszyło ją.
Wielkie nieba! Myślała, że takie sale mogą znajdować się tylko w pałacach albo na filmach.
Olbrzymi błyszczący żyrandol zwieszał się z sufitu. W rogu sali, na podium, grała
dwunastoosobowa orkiestra. Cały sztab służących krzątał się wokół, donosząc na już uginające się
stoły, ustawione wzdłuż ścian, nowe półmiski. Barmani roznosili drinki. Lily pomyślała, że jej
także zrobiłaby dobrze szklaneczka czegoś mocniejszego, żeby podeprzeć uciekającą odwagę.
Przyjrzała się tłumowi, krążącemu po marmurowej posadzce. Rozpaczliwie pragnęła mieć Ricka
obok siebie. Kiedy przejrzy się w jego oczach, wtedy ewentualnie może uwierzyć, że pięknie
wygląda. Nie wypatrzyła w tłumie ojca, ale zobaczyła kuzyna Ricka. Poprawiła pasek od torebki i
postanowiła od razu załatwić sprawę. Im szybciej to zrobi, tym lepiej. Ruszyła do przodu. Po
drodze zatrzymało ją kilka członkiń Klubu Ogrodowego. Zamieniła z nimi kilka słów i zgodziła
się wstępnie na podjęcie u nich pracy. Przez cały czas nie spuszczała z Alana oka.
Alan Thomas był jakby rozwodnioną wersją Ricka. Nie miał tak jasnych włosów jak Rick ani tak
niebieskich oczu. Jego podbródkowi brakowało zdecydowanej linii, a jego wzrost i budowa były
również mniej imponujące niż Ricka. Lily wyczekała moment, kiedy kobieta, która mu
towarzyszyła, odeszła na chwilę.
Szybko pokonała przestrzeń miedzy nimi.
- Cześć, Alanie.
Odwrócił się do niej. Jego bladoniebieskie oczy objęły jej postać z lubieżnym zainteresowaniem.
- Czy my się znamy?
- Nie osobiście. Podpisałeś z moim bratem kontrakt. Jestem Lily West z Gemini Landscaping,
Spojrzał na nią zdziwiony.
- A dlaczego tu jesteś?
- Zaprosiła mnie Barbara. Chce powierzyć mi opiekę nad swymi różami. - Miała nadzieję, że tak
się stanie.
- Rozumiem. Miło mi cię spotkać, Lila.
- Lily. Chciałam właśnie porozmawiać z tobą o kontrakcie.
- To nie jest odpowiednie miejsce.
- Możemy poczekać do poniedziałku, jeśli wolisz rozmawiać z moim pełnomocnikiem. - Miała
nadzieję, że nie domyśli się, że blefuje.
- Słucham?
- Nie zgadzają mi się liczby. Wyprostował się.
- Jestem pewien, że się mylisz - powiedział.
- Jestem pewna, że nie. Mój brat musiał podpisać dwie wersje kontraktu, a ty dałeś mu tylko
jedną kopię. Rozumiesz, że mnie to zainteresowało. - Alan zesztywniał i wydawało się, że ma
ochotę uciec. - Trent powiedział mi, że rzucił okiem na jedną ze stron drugiej kopii i coś mu nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]