[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Z tego, co mu powiedziała, z dymem poszedł owoc jej
trzymiesięcznej pracy. Nie miał pojęcia, czy to kończyło jej karierę. O
zawodzie pisarskim wiedział tyle, co o balecie. Albo jeszcze mniej.
Mogli porozmawiać o rodzinie. Dla niego dom rodzinny był
zawsze azylem, zwłaszcza kiedy pracował nad szczególnie paskudną
sprawą. Jak tylko miał ją z głowy, kupował sześciopak piwa, jechał do
rodziców, wchodził przez boczną furtkę do ogrodu mamy, w którym
mógł posiedzieć i w spokoju się upić. Słuchanie ptaków, trzmieli i
rzekotek przypominało mu, że są jeszcze na tym świecie oazy
normalności.
Czasem dobrze było sobie przypomnieć.
Więc trzymał ją w objęciach. Jeśli potrzebowała ostoi, mogła na
niego liczyć, przynajmniej do czasu, kiedy się pozbiera i stanie na
własnych nogach. Mniejsza o jego skok testosteronu. Tu nie chodziło
o tę kobietę w szczególności. Niemożliwe. Znał ją zbyt krótko.
Wykluczone, żeby pozwolił sobie na wykorzystanie jakiejkolwiek
kobiety tylko dlatego, że zdarzyło im się znalezć w jednym łóżku.
Nigdy.
128
RS
Skąd Kit miała wiedzieć, że on był nieludzko wyposzczony? Tak
się jakoś złożyło, a to, że przypadkiem poznał ją, nie...
- Jeśli ci zimno, możemy się przykryć - zaproponowała.
Zesztywniał. Cały.
- Kotku, to chyba nie jest dobry pomysł. Jest pózno, mamy przed
sobą ciężki dzień, poza tym...
- Och... Zapomniałam o twojej Margaret. - Jej wymuszony niby-
śmiech był tak żałosny, że aż bolał. -Ciągle śmierdzę dymem.
Przepraszam. Zapomnij.
- Kit...
- Wracaj do swojego łóżka. Nic mi nie jest. Miałam po prostu
zły sen.
Usiadł, choć tylko on wiedział, ile go to kosztowało.
- Chciałabym, żebyś nie był tak jakby zaręczony - powiedziała
tak łagodnie, że w pierwszej chwili nie był pewien, czy dobrze
usłyszał.
I pomyślał: Ja też, kochanie. Och, Boże, ja też bym tego chciał!
W głębi duszy coraz bardziej się bał, że małżeństwo z Margaret
będzie jednym wielkim nieszczęściem. Aączyło ich wspólne
dzieciństwo i to, że oboje kochali jego matkę, choć nie kochali siebie
nawzajem. Zaczął sobie zdawać sprawę, że przyjazń nie wystarczy.
Nie mogła wystarczyć, skoro inna kobieta wzbudzała w nim tak
gwałtowne pożądanie.
- Właściwie nie jestem zaręczony - powiedział i poczuł się jak
podły, oportunistyczny tchórz. - To znaczy... zawarliśmy jakby
129
RS
wstępną umowę... dla dobra mojej matki. - Krętacz! - Posłuchaj, Kit,
nie będę cię okłamywał, w tej chwili nie chciałbym niczego bardziej
na świecie niż spędzić resztę nocy - gdzie tam, resztę tygodnia - z tobą
w łóżku. Chciałbym się z tobą kochać, Kit.
Kochać się? Stary, masz na myśli seks, co?
Miłość nie wchodziła w grę. Nie tak szybko. Jaka miłość,
bzdura, mówił sobie, gdy żar spowijał ich splecione ciała; słodki,
piżmowy, odurzający.
- Ja też - wyszeptała.
I to wystarczyło. Bo były tam jej usta i jego usta, a gdy się
odnalazły, reszta była nieunikniona. Pózniej mógł sobie mówić, że
oboje byli w potrzebie, może z różnych powodów, ale teraz nie miał
do tego głowy. Kierowało nim czyste, ślepe pożądanie.
Kit smakowała tak, jak pachniała, jak dojrzały owoc ze szczyptą
korzennej przyprawy. W środku była ciepła i spragniona, jak on.
Wwiercała się w niego, prężyła jak struna, a on nie przestawał jej
całować. To więcej niż pożądanie, przemknęło mu przez głowę, może
nie miłość, ale o wiele więcej niż pożądanie.
-Kit...?
Wiedziała, o co chce zapytać. Czy jesteś pewna?
- Tak, jestem pewna - odpowiedziała stanowczo, choć trzęsła się
w środku jak galareta. Nie tylko ze zdenerwowania. Czytała o
symptomach ostrego podniecenia, ale sama nigdy tego nie doznała,
nie do tego stopnia. Swoją drogą niewiele miała okazji. Trzy razy była
130
RS
z mężczyzną w łóżku i wtedy wydawało jej się to żenujące. I trochę
nudne.
A teraz miała wrażenie, jakby wszystkie komórki jej ciała nagle
ożyły. Jakby ocknęła się z długiego letargu.
- Jeśli chcesz, możesz się wycofać. - Czuła się zobowiązana to
powiedzieć, bo to ona go uwiodła. A przynajmniej dołożyła wszelkich
starań, żeby to zrobić. - Nie zranisz moich uczuć, w końcu jestem
dorosła.
- Zauważyłem - zakpił delikatnie.
Mogła się sprzeczać, ale to była ostatnia rzecz, na którą miała
teraz ochotę. Westchnęła, kiedy ujął ciepłą dłonią jej pierś, potem
przekręcił się na bok i wolną ręką ściągnął z niej T-shirt. Wstrzymała
oddech.
Gdyby chociaż nie był tak piękny. Nie przypominała sobie, żeby
kiedykolwiek pomyślała o męskim ciele, że jest piękne. Właściwie
prawie w ogóle nie myślała o męskich ciałach. A Carson Beckett był
naprawdę piękny, ze swoimi bliznami i wszystkim innym. Z lekko
siwiejącymi włosami, z ocienioną gęstym zarostem twarzą, z tymi
niewiarygodnie niebieskimi oczami i blizniaczymi pionowymi
liniami, które żłobiły jego szczupłe policzki.
Odchyliwszy się do tyłu, patrzył na nią przez chwilę z wyraznym
zakłopotaniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]