[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przekaże ją drzewom.
Tarigh uśmiechnął się, unosząc jedną brew.
- Kto to powiedział?
- Chalil Gibran.
- Popisujesz się.
- Daj mi papierosa.
Pokręcił głową i założył ręce. To była nowosc w jego dotychczasowym
repertuarze póz: oparty o ścianę, ze skrzyżowanymi rękami, papierosem w
kąciku ust i niedbale zgiętą zdrową nogą.
- Dlaczego nie?
- To nie jest dla ciebie dobre.
- A dla ciebie jest?
- Robię to z powodu dziewcząt.
- Jakich dziewcząt?
Uśmiechnął się z wyższością.
- Uważają, że to seksowne.
- Wcale nie jest.
- Nie?
- Zapewniam cię, że nie.
- Nie jest seksowne?
- Wyglądasz jak chila, półgłówek.
- To boli - powiedział.
- Zresztą dla jakich dziewcząt?
- Jesteś zazdrosna.
- Jestem obojętnie ciekawa.
- To sprzeczność. - Zaciągnął się jeszcze raz i zmrużył oczy od dymu. -
Założę się, że teraz o nas rozmawiają.
W głowie Lajli rozbrzmiał głos Mamusi: Jak ptaszek majna, którego
trzymasz w dłoniach. Wystarczy, że trochę poluzujesz uchwyt, a od razu
odleci . Poczucie winy wbiło w nią swoje zęby. Lajla odsunęła od siebie głos
mamy i w zamian zaczęła delektować się tonem, jakim powiedział  0 nas . W
jego ustach zabrzmiało to tak porywająco, tak konspiracyjnie. I ile otuchy jej to
dodało, że powiedział to w taki sposób - zwyczajnie, naturalnie.  0 nas . Było to
potwierdzeniem tego, że coś ich łączy.
- A co mówią?
- %7łe płyniemy Rzeką Grzechu. Jemy kawałki Zakazanego Ciasta.
- Jedziemy Rikszą Niegodziwości.
- Dopuszczamy się Zwiętokradztwa Qurma.
Oboje się roześmieli. Tarigh zauważył, że Lajla ma coraz dłuższe włosy.
- Aadnie wyglądają, takie długie - uznał.
Lajla miała nadzieję, że się nie zaczerwieniła.
- Zmieniłeś temat.
- Z jakiego?
- Z idiotek, które myślą, że jesteś seksowny.
- Przecież wiesz.
- Co wiem?
- %7łe widzę tylko ciebie.
Lajla wpadła w uniesienie, ale nie dała tego po sobie poznać.
Usiłowała wyczytać coś z jego twarzy, ale było to niemożliwe: radosny
kretyński uśmiech, niepasujący do nieco desperackiego, uważnego spojrzenia
zmrużonych oczu. Bystre spojrzenie, wykalkulowane tak, by plasowało się
równo pośrodku między drwiną a szczerością.
Tarigh zgniótł papierosa obcasem buta zdrowej nogi.
- No i co o tym wszystkim myślisz?
- O przyjęciu?
- I kto teraz jest głupkiem? Miałem na myśli mudżahedinów, Lajlo. Ich
wejście do Kabulu.
- Ach.
Zaczęła mówić mu o czymś, co powiedział jej Babi, że mariaż broni
palnej i osobistych ambicji przysparza wiele kłopotów, kiedy usłyszała wrzawę
dochodzącą z domu: podniesione głosy i krzyki.
Lajla rzuciła się biegiem w tamtą stronę. Za nią, skacząc, ruszył Tarigh.
Na podwórku panowało zamieszanie. W samym środku dostrzegli dwóch
mężczyzn z zaciekłymi minami, siłujących się na ziemi. Od czasu do czasu
połyskiwał między nimi nóż.
Jednym z nich był człowiek, który wcześniej przy stole rozprawiał o
polityce, drugim - ten, który wachlował jagnięcinę.
Kilku innych próbowało ich rozdzielić. Nie było wśród nich Babiego. Stał
pod ścianą w bezpiecznej odległości od pola walki obok ojca Tarigha, który
płakał.
Lajla zebrała razem to, co udało jej się usłyszeć od podekscytowanych
ludzi: facet od polityki, Pasztun, nazwał Ahmada Szaha Masuda zdrajcą
za dogadanie się z Sowietami w 1980 roku. Gość od kebabów, Tadżyk, uznał
to za obrazę i domagał się, by tamten odwołał swoje słowa. Pasztun odmówił.
Wtedy Tadżyk powiedział, że gdyby nie Masud, siostra tamtego drugiego
nadal dawałaby sowieckim żołnierzom. Zaczęli się bić i jeden z nich, me było
zgodności co do tego który, wyciągnął nóż.
Lajla patrzyła z przerażeniem, jak Tarigh rzuca się w gromadę splątanych
mężczyzn. Zauważyła też, że niektórzy spośród nich zamiast zaprowadzić
porządek, sami rozdają ciosy. Miała też wrażenie, że widzi kolejny nóż.
Pózniej wieczorem Lajla długo nie mogła przestać myśleć o skłębionych
mężczyznach, skaczących sobie do gardeł, wśród skowytu, krzyków, wrzasków
i zaciśniętych pięści, i o skrzywionej twarzy Tarigha, który z rozwianymi
włosami i bez protezy, bo ta gdzieś w tym zamęcie mu się odczepiła, próbował
wstać z ziemi.
Wszystko potoczyło się w oszałamiającym tempie.
Rada kierownicza została utworzona przed czasem. Rabbaniego wybrano
na prezydenta, co pozostałe ugrupowania uznały za nepotyzm. Masud
nawoływał do zachowania spokoju i cierpliwości.
Hekmatjar, którego wyłączono z tych spraw, był rozsierdzony.
Hazarowie, przez lata ciemiężeni i zaniedbywani, kipieli ze złości.
Zaczęło się wzajemne obrzucanie obelgami, wytykanie palcami,
oskarżenia. W złości odwoływano zebrania, trzaskano drzwiami. Miasto
wstrzymało oddech. W górach z trzaskiem odskakiwały naładowane magazynki
w kałasznikowach.
Mudżahedini uzbrojeni po zęby, ale nieposiadający już wspólnego wroga,
znalezli go w sobie nawzajem.
Dla Kabulu nadszedł dzień Sądu Ostatecznego.
A kiedy na miasto posypały się rakiety, ludzie zaczęli szukać schronienia.
Mamusia również, i to dosłownie. Znów ubrała się na czarno, poszła do swojego
pokoju, zasłoniła okna i naciągnęła kołdrę na głowę.
24.
- To ten świst - powiedziała Ląjla do Tarigha. - Najbardziej nienawidzę
tego przeklętego świstu.
Tarigh pokiwał ze zrozumieniem głową.
Pózniej Ląjla pomyślała, że nie chodziło nawet o sam świst, ale raczej o te
sekundy pomiędzy jego początkiem a uderzeniem.
Krótki niekończący się moment trwania w zawieszeniu. Niewiedzy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl