[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wzrok, świadomy napływu mocy, i pokierował nią z chirurgiczną precyzją, kształtując odpowiedz
kobiety.
To też było niedozwolone. Strażnicy za takie postępowanie wyrzuciliby go ze swego grona
lub odebrali moce, czyniąc z niego pustą skorupę. Ale oczy Strażników były teraz zwrócone gdzie
indziej, a my walczyliśmy o coś więcej niż tylko o przetrwanie. Chodziło o życie Isabel.
Cokolwiek Luis robił, działał na zbyt subtelnym poziomie, bym mogła się przekonać, na
czym polegają jego metody, ale kiedy cofnął rękę, detektyw zamrugała, spoglądając na niego,
skinęła głową i powiedziała:
- W porządku, dziękuję za pomoc. Możecie oboje iść. Wiem, że się spieszycie.
Odeszliśmy razem. Kiedy dotarliśmy do taśmy otaczającej teren, jeden z policjantów
odwrócił się na swoim stanowisku, marszcząc brwi, i wyciągnął rękę, żeby nas powstrzymać. Luis
spojrzał ponad ramieniem na kobietę detektywa, która stała ze złożonymi rękami w miejscu, gdzie
ją pozostawiliśmy. Machnęła ze zniecierpliwieniem w stronę policjanta na obrzeżu i przeszliśmy
pod trzepoczącą taśmą, po czym ruszyliśmy dalej ulicą. Mieliśmy szczęście, że dziennikarzy z gazet
i programów informacyjnych zatrzymano za barierkana. Wyczuwałam presję ich niezdrowego
zainteresowania i zobaczyłam skierowane na nas kamery. Nie było to przyjemne.
Ustawiłam Luisa tyłem do kamer w taki sposób, aby zasłonił również i mnie, i spytałam:
- Nie sprawiłeś, żeby nam zaufała?
- Nie mogłem - odparł. - Ib jest jak hipnoza; można sprawić, żeby ludzie zrobili coś, co
normalnie robią, ale ta kobieta nie ufa nikomu, a nawet jeśli komuś uwierzyła, z pewnością nie
zaufałaby mnie. Było łatwiej po prostu pchnąć ją dalej na drodze, którą szła. W każdym razie
spadajmy stąd. Ona zaraz zacznie przeglądać swoje notatki i stwierdzi, że nie skończyła nas
przesłuchiwać, a więc nie mamy za dużo czasu.
- Mogłabym je zniszczyć - zaproponowałam.
- Cassiel, chcemy, żeby policja nam pomogła. Nie chodzi tylko o to, żeby przestali zwracać
na nas uwagę. Zniszczenie ich notatek zaprowadzi nas donikąd - Dotarliśmy do zaparkowanej
furgonetki, ale otaczali ją technicy pobierający próbki do ekspertyz laboratoryjnych. Pewnie na
wypadek, gdyby się okazało, że wszyscy kłamiemy, świadkowie mówią nieprawdę, a Luis sam
porwał Isabel. - Cholera - mruknął Luis. - No cóż, wykonują po prostu swoją pracę. Zbyt wielu ich
tutaj, żeby można było na nich wpłynąć.
- To głupie marnowanie czasu.
- Nie - zaoponował poważnie. - Według statystyk dzieci częściej bywają porywane przez
członków rodziny niż przez obcych. To ma sens. Nie mam nic przeciwko temu, żeby badali każdy
możliwy trop.
Zauważyłam, że mój motocykl stoi porzucony przy chodniku, niezbyt daleko od nas. Luis
dostrzegł go w tej samej chwili i wymieniliśmy w milczeniu pytające spojrzenia, po czym
ruszyliśmy w jego stronę.
- Nie mamy kasków - zauważyłam, wsiadając na motocykl.
- Teraz mało mnie to obchodzi.
Poczułam dociążenie, kiedy Luis usiadł za mną i objął mnie, nisko przy biodrach.
Uruchomiłam silnik. W cichym warkocie motoru było coś, co koiło we mnie lęk i złość.
Luis przesunął się, aby złapać równowagę i wyjechałam na pustą jezdnię.
Zdałam sobie sprawę, że mamy pewien problem: bez względu na to, jaki kierunek
wybierzemy, będziemy musieli przejechać między dziennikarzami, ponieważ blokowali oba krańce
ulicy. W wysokiej furgonetce z zamkniętymi oknami byłoby nam łatwiej. Na victory nie mogliśmy
zachować anonimowości, zwłaszcza że nie mieliśmy kasków.
- Alejka - powiedział mi Luis do ucha. - Tędy.
Skręciłam we wskazaną przez niego stronę, wjeżdżając żwirową dróżką za sąsiedni dom w
wąską brukowaną uliczkę, pełną powywracanych kubłów na śmieci i odpadów.
- Jedz! - zawołał Luis. - Ruszą za nami, jeśli tylko zdołają!
Dodałam gazu i motocykl wyskoczył do przodu. Luis objął mnie mocniej i pognałam alejką,
po czym skręciłam pod kątem prostym w następną, która prowadziła na ulicę. Szybko pokonałam
zakręt i ponownie przyspieszyłam, ledwo zdążając na światłach i wymijając wolno jadącą
ciężarówkę.
- Tutaj, w lewo! - krzyknął Luis, więc posłusznie przejechałam trzy pasy na pełnym gazie,
niemal przeskakując zakręt. - Dobra, w porządku, zwolnij. Myślę, że wszystko gra.
Maszyna wydawała się rozczarowana powrotem do swojej roli zwykłego środka transportu,
ale gdy ruch na drodze nabrał tempa, motocykl poszybował gładko, lśniący jak rekin.
Przyciągaliśmy zaciekawione spojrzenia. Niemal zaczynałam się do tego przyzwyczajać.
- Do twojego hotelu - zakomenderował Luis. - Wezmiesz swoje rzeczy. Nie dam głowy, że
policja nie będzie chciała przesłuchać nas znowu, więc lepiej, jeśli stąd zwiejemy.
- Musimy jechać - odparłam. Usłyszałam echo głosu Wyroczni z Sedony. Musisz jechać.
- Tak, ale dokąd? - zapytał. Usłyszałam frustrację w jego głosie, zdradzały ją też jego ręce
zaciskające się na moich biodrach. - Jak ją odnajdziemy?
- Chyba wiem jak - powiedziałam i skierowałam motocykl w stronę motelu.
Przebrałam się; czarne żałobne ubrania zamieniłam na biały skórzany strój do jazdy, który
włożyłam na różową koszulkę z długimi rękawami. Zostawiłam ciemne spodnie na sobie, ale
pogrubiłam splot materiału, by przybrał wygląd dżinsów. Moje buty stały się solidne i mocne jak
klasyczne obuwie do jazdy na motorze.
Tym razem zrobiłam to niemal bez trudu, wchodząc do ciemnego, cichego pokoju. W chwili
gdy zamykałam drzwi za Luisem, przeobraziłam strój zupełnie. Jeśli to go zdziwiło - jeżeli w ogóle
coś zauważył - to nic nie powiedział. Usiadł na brzegu starannie posłanego łóżka i spytał:
- Co teraz?
Otworzyłam szufladę szafki stojącej obok łóżka i wyciągnęłam mapy, które kupiłam wraz z
motocyklem. Były twarde, pokryte plastikiem, i przedstawiały Nowy Meksyk oraz kilka innych
stanów, także Kolorado.
Rozłożyłam obie na dywanie, po czym usiadłam po turecku z jednej strony. Wskazałam
Luisowi miejsce po drugiej stronie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl