[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakie rozległy się zza lady, rana właściciela
składu nie należała do śmiertelnych.
- Ten cholerny dureń zasłonił mi tego całego
Ahmada. - Tu znowu nastÄ…piÅ‚ przerywnik w po­
staci soczystej wiązanki. - Inaczej rozwaliłbym
sukinkota!
Wade podniósł się, nieznacznie krzywiąc się
z bólu, pomógł Chloe wstać, spojrzał na zastępcę
szeryfa.
 Może pan wezwać ambulans po Zacha?
 Już to zrobiłem.
Nat obrzucił przyjaciela krytycznym spojrzę-
niem i zatrzymał wzrok na powiększającej się
plamie krwi z przodu koszuli.
 A po ciebie nie?
 Nic mi nie będzie. Zabierajmy się stąd, i to
szybko. Musimy zdążyć do Grand Point przed
nimi.
ROZDZIAA SIEDEMNASTY
Chloe czuła się jak zaaresztowana, gdy Wade
prowadził ją z samochodu do domu, trzymając
mocno za ramię. Jego uścisk nie sprawiał bólu,
ale do przyjemnych też nie należał. Po drodze
zasypano ich gradem pytań, lecz Wade nie
zatrzymywał się i nie wyjaśniał, dokąd w takim
pośpiechu wyjechał, co robił i co mu się stało,
skąd ta krew. Ignorując pełne zaniepokojenia
okrzyki, odeskortował Chloe do jej pokoju,
a gdy tylko znalezli się w środku, zatrzasnął
drzwi i odwrócił się z ponurą miną.
- Gadaj - zażądaÅ‚. - ChcÄ™ dokÅ‚adnie wie­
dzieć, w jakim celu wymknęłaś się stąd, nic
nikomu nie mówiąc.
- Musiałam zobaczyć się z Ahmadem.
- Bo myślałaś, że dasz mu to, czego od ciebie
chciał, a on w zamian zachowa się miło i grzecz-
Jennifer Blake 323
nie, zostawiajÄ…c nas w spokoju, tak? Co ci do
głowy strzeliło? Jak mogłaś sądzić, że on na to
przystanie? Przecież ten człowiek nie potrafi
wybaczać. A nawet gdyby jakimÅ› cudem od­
stąpił od zemsty na nas, to jak czulibyśmy się
wszyscy, wiedząc, że wołałaś trafić w jego łapy
niż zostać tu z nami?
- Wcale nie wolałam - odparła, po czym
bezradnie rozłożyła ręce. - Ale tu są kobiety
i dzieci, nie zasÅ‚ugujÄ… na to, żeby zginąć z moje­
go powodu.
- A dlaczego w ogóle mają ginąć? Czy my
jesteśmy kaczki, które można wystrzelać? Tak
nisko nas oceniasz? Według ciebie nie damy
rady takim zawodowcom od zabijania jak Ah­
mad i jego ludzie?
Bardzo trafnie odgadÅ‚ jej myÅ›li, lecz za­
chowała to dla siebie.
- Nie macie pojęcia, jacy oni potrafią być
straszni i okrutni - rzekła tylko i przeszła do
Å‚azienki, gdzie w apteczce znalazÅ‚a Å›rodki opat­
runkowe.
- Nie musimy tego wiedzieć, by przygoto­
wać się do walki  odparł, idąc za nią i stając
w drzwiach. - Jesteśmy na swoim terenie,
znamy każdy strumyk, rów, pagórek, bieg każ­
dej drogi i ścieżki. Rodzina mieszka tu od
pokoleń, doskonale wiemy, gdzie się ukryć,
gdzie urządzić zasadzkę, którędy się przemknąć,
324 Bramy raju
by pozostać niezauważonym. Obcy nie mają tej
orientacji, nie są w stanie wykorzystać tego
miej sca przeciw nam i zamknąć nas w potrzasku.
Nie da się pokonać Benedictów na ich własnej
ziemi.
-W porządku, myliłam się. - Pochyliła
gÅ‚owÄ™ i podeszÅ‚a do niego, niosÄ…c Å›rodki opat­
runkowe. - Przepraszam, nie chciaÅ‚am spowo­
dować tyle kłopotu.
Wadę milczał przez kilka chwil, a kiedy
wreszcie się odezwał, w jego głosie brzmiały
złość i niesmak.
- Nie wciskaj mi kitu ze spuszczaniem głowy
i odgrywaniem potulnej kobietki, może ten
dureń Ahmad dawał się na to nabrać, lecz ze mną
nie pójdzie ci tak łatwo, za dobrze cię znam. Nie
ma w tobie ani krzty uległości, lecz ponieważ
jesteś dumna i sprytna, nauczyłaś się udawać
posłuszną, żeby przeżyć. Ale ja nie chcę, żebyś
cokolwiek udawała, chcę, żebyś używała tego,
co masz w głowie, a masz sporo. Na drugi raz
więc bądz tak miła i pomyśl, zanim wystawisz
się na niebezpieczeństwo.
- Zrobiłam to, wyobraz sobie - odcięła się.
- No tak, oczywiście - zadrwił. - Pomyślałaś
i doszłaś do wniosku, że złożenie ofiary z siebie
gÅ‚adko rozwiąże caÅ‚y problem i wszyscy spokoj­
nie rozjadÄ… siÄ™ do domów. Tam, gdzie miesz­
kałaś przez ostatnie lata, pewnie łatwo poświęca
Jennifer Blake
325
się życie kobiety dla dobra sprawy, ale wiesz,
mu tutaj nie gustujemy w takich ofiarach.
OgarnÄ…Å‚ jÄ… gniew, gdy usÅ‚yszaÅ‚a surowe pod­
sumowanie swoich działań. Spojrzała twardo na
Wade'a.
- Próbowałam ocalić twoją rodzinę. Jeśli to
ci przeszkadza, bardzo przepraszam.
- Owszem, diabelnie mi przeszkadza, szanow­
na damo. Moja rodzina nie potrzebuje ocalenia,
wbij to sobie wreszcie do głowy raz na zawsze.
I przestań w kółko przepraszać!
PomyÅ›laÅ‚a, że prÄ™dzej umrze, niż kiedykol­
wiek przeprosi go ponownie.
- Nie potrzebuje, tak? Bo wystawienie war­
townika na drodze i zabicie okien dyktą załatwi
sprawę? Naprawdę uważasz urządzenie zjazdu
rodzinnego z żonami i dziećmi za najlepszy
sposób obrony?
- Jeśli pozwolisz, chciałbym poinformować,
że nasz system bezpieczeństwa nie ogranicza się
do wartowników i kilku desek w oknach. Ow­
szem, moglibyÅ›my zabronić dzieciom wycho­
dzić i zamknąć je w domu, ale skąd wiadomo,
jak długo to potrwa? Po co? Potrafimy je
ochronić bez wywoływania paniki i narażania na
stres, każdy z dorosłych wie, co robić w razie
zagrożenia. Oczywiście moglibyśmy odesłać
kobiety i dzieci daleko, lecz wolimy mieć je przy
sobie i wiedzieć, że z nimi wszystko w porządku.
326 Bramy raju
Albo moglibyśmy wszyscy zaszyć się w mysich
dziurach i próbować przeczekać zagrożenie, ale
żaden Benedict nigdy nie podkuli ogona i nie
czmychnie przed wrogiem. No i moglibyśmy też
zabarykadować się tutaj i wezwać policję, ale
Benedictowie nie potrzebują, żeby ktoś odwalał
za nich brudnÄ… robotÄ™. Sami potrafimy sobie
poradzić.
W porządku, niewykluczone, że faktycznie
zbyt pochopnie wyciÄ…gnęła wnioski, może sytu­
acja nie przedstawiała się aż tak beznadziejnie,
jak jej się wydawało, nie zmieniało to jednak
w niczym roli, jaką w tym wszystkim odgrywała.
- A co ja mam robić, kiedy ty i twoja rodzina
zajmujecie się ważnymi sprawami? Nic, tak?
Mam tu sobie siedzieć jak na wakacjach, pod­
czas gdy wy tak bardzo ryzykujecie? - Minęła
go, weszÅ‚a do pokoju, rzuciÅ‚a Å›rodki opatrun­
kowe na łóżko, zawróciła do Wade'a, chwyciła
w garÅ›cie poÅ‚y jego koszuli i szarpnęła w prze­
ciwne strony, nie bawiÄ…c siÄ™ w rozpinanie guzi­
ków. Gniew dodał jej sił.
Wade drgnÄ…Å‚ i zamrugaÅ‚ ze zdziwienia, za­
skoczony podobnÄ… gwaÅ‚townoÅ›ciÄ…, lecz nie pró­
bował powstrzymać Chloe.
- Słuchaj, byłaś zmęczona, wiele przeszłaś,
potrzebowałaś odpoczynku, dlatego na razie nikt
cię o nic nie prosił, ale nie obawiaj się, kiedy
nadejdzie pora, będziesz miała co robić.
Jennifer Blake 327
- Twoja rodzina wcale sobie nie życzy
mojej obecności. - Podważyła koniec plastra,
który przytrzymywaÅ‚ przesiÄ…kniÄ™ty krwiÄ… opat­
runek i oderwaÅ‚a go od skóry jednym szarp­
nięciem.
- Do diabła, kobieto! - warknął Wade
i chwycił ją za rękę.
- Puść!
PopatrzyÅ‚ na jej twarz, zawahaÅ‚ siÄ™ i po­
słuchał.
- Nie wiesz, czego moja rodzina sobie życzy,
a czego nie, bo nawet nie miałaś czasu, żeby się
o tym przekonać.
- Widziałam przecież, jak na mnie patrzyli,
to wystarczy.
- Patrzyli na ciebie jak na obcÄ…, bo taka
jesteś. Czego się spodziewałaś?
- Niczego. Zupełnie niczego.
Skupiła się na tym, co miała do zrobienia.
Rana na szczęście przestała już krwawić, lecz
skóra wokół niej stała się sina i obrzmiała. Chloe
rzuciła na podłogę zużyty opatrunek, wycisnęła
porcję maści z antybiotykiem na świeży kawałek
gazy, starannie przyłożyła ją do gojącego się
szwu i przykleiła plastrem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl