[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie zawracaj głowy zwłaszcza tej mężatce. Ma sąsiadów. Wcale nie
potrzebuje, żebyś się koło niej kręcił.
- Jeszcze raz dziękuję. - W.S. niezbyt przekonująco udawał obrażonego. Henry
i ten jego radar w głowie! - Wcale się koło niej nie kręcę.
Wyszedł z biura obrażony, przepełniony poczuciem winy i marzący o czynie.
Cóż jednak mógł zrobić? Henry ma rację -nie da się przecież wrócić do
Maddie bez narażania jej na plotki. Wuj już bez wątpienia dopilnuje, by Brent
Faraday nigdy więcej nie podniósł ręki na żonę. Bardzo chciał ją zobaczyć, ale
ci ludzie... Jeśli szybko czegoś nie zrobi, skończy się na tym, że znajdzie
Brenta i zdrowo mu przyłoży, a to kiepski pomysł...
Wracał do samochodu pogrążony w myślach. Musi pomóc Maddie albo
oszaleje... Jeśli już nie oszalał.
Maddie wynosiła z holu resztki rozbitych mebli, kiedy rozległ się dzwonek
telefonu.
Muszę kazać go odłączyć - pomyślała. Ludzie na całym świecie żyją, a ja tylko
rozmawiam przez telefon.
Dzwoniła Candace z banku.
- Strasznie mi przykro, Maddie, ale masz debet na rachunku.
Maddie upuściła nogę od krzesła.
Słodki głos Candace brzmiał z przesadną sympatią.
- Mogłabym odesłać czeki, ale pomyślałam, że jeśli szybko uzupełnisz brak,
zaoszczędzisz na opłacie za zwrot.
Och tak! I zaoszczędzę na "hip hip hurra" miasta, które z pewnością dowie się,
że wypisuję czeki bez pokrycia. Maddie przycisnęła tekę do czoła. Musi coś
szybko wymyślić. Przecież nie powinien powstać debet. W zeszłym tygodniu
otrzymała wyciąg i wszystko uregulowała. Coś tu nie gra, ale przecież nie
będzie się kłócić z bankiem! Nawet się ucieszyła, że ma kłopot, który da się
szybko rozwiązać.
- Przelej pieniądze z konta oszczędnościowego, dobrze? Mogę to chyba zlecić
przez telefon?
- Konto oszczędnościowe też jest puste. Ciężko usiadła na schodach.
- Jak to puste?
- Macie na nim pięć dolarów i sześćdziesiąt pięć centów. - Candace
powiedziała to tak, jakby chciała Maddie przeprosić. Bardzo uprzejmie z jej
strony, przecież nie ona popełniła błąd.
- Sprawdzę, o co chodzi. Dzięki za telefon. Zaczekaj jeszcze minutkę. - Potarła
skronie palcami, głowa pulsowała bólem. Gdzie znikły pieniądze z obu kont?
Brent musiał je podjąć dziś rano. Ale dlaczego? Jak załatać tę dziurę? Pensję
dostanie dopiero w przyszłym tygodniu. - Muszę pomyśleć... - powiedziała.
Trzeba z tym coś zrobić. Może poprosić mamę, lecz mama będzie chciała
wiedzieć, co się stało. Treva...
- Może macie coś w depozycie? - podpowiedziała Can-dace. - Na pokrycie
czeków wystarczy wam na razie jakieś dwieście czterdzieści dolarów.
Owszem, w depozycie trzymali zaświadczenia z konta długoterminowego.
Prawdopodobnie przyjdzie zapłacić karę za likwidację lokaty przed
terminem, ale w tej chwili nie miało to znaczenia.
- Zaraz u was będę. Dziękuję raz jeszcze - zakończyła rozmowę.
Podeszła do małego biureczka na cienkich nóżkach, które dostała w prezencie
od dziadka. Trzymała w nim klucz do skrytki. Mała środkowa szufladka
zamknięta była krzywo i Maddie znów poczuła złość do Brenta. Niech go
szlag trafi!
Przecież wie, że szuflady trzeba zamykać ostrożnie, bo inaczej się wypaczą.
Przecież wie...
Za chwilę rozpłacze się lub zacznie krzyczeć, a nie powinna pozwolić sobie
ani na jedno, ani na drugie. Nie chodziło przecież o szuflady; chodziło o
zachowanie Brenta - wiedział, co powinien zrobić, ale miał to w nosie.
W prawej szufladce nie znalazła klucza, choć zawsze go tam trzymała. Brent
go zabrał! Co zrobił z pieniędzmi? Zaczynało to wyglądać bardzo
nieciekawie, ale postanowiła przeszukać całe biurko z nadzieją, że nie stało się
to, czego najbardziej się obawiała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]