[ Pobierz całość w formacie PDF ]
klasycznej wody po goleniu wisiał w powietrzu i mieszał się z aromatem
zaparzonej kawy. Odrzuciła osobiste wspomnienia. Musiała się skoncentrować.
- Dziękuję, Pierre, za twoje wystąpienie - zwróciła się do zgromadzonych.
- Z pewnością wszyscy jesteśmy pod wrażeniem twojej wiedzy na temat
międzynarodowego przemysłu winiarskiego i rynku zbytu. - Poczekała, aż
pomruk ucichnie. - Jeśli chodzi jednak o Lowland Wines, przykro mi, ale się
mylisz. I to bardzo się mylisz. - Nie zaryzykowała, by na niego spojrzeć. -
Wiem, że wszyscy z państwa widzieli mój biznesplan, ale pozwoliłam sobie
zrobić raz jeszcze
kopie. - Posunęła dokumenty na środek stołu. - Wygląda bowiem na to, że
pewne fakty, jeśli nie większość, zostały przeoczone przez kierownictwo
L'Alliance. - Uśmiechnęła się. Nie mogła przecież okazać gniewu, że jej
pomysły zostały zignorowane. Włączyła laptop i rzuciła swoją prezentację na
duży ekran. Kliknęła pierwszy slajd. - Zgodnie z tym, co przed chwilą
usłyszeliśmy, jedyną drogą zwiększenia zysków jest zwiększenie produkcji.
Pierre zaprezentował nam trzy rozwiązania, ale wszystkie trzy bazują na
podniesieniu produkcji. Otóż, panowie, zamierzam pokazać, że można osiągnąć
wzrost zysków, nie niszcząc tego, na czym stoi Lowland Wines. - Odczekawszy,
aż jej słowa zapadną głębiej, odwróciła się do ekranu. - Oto proponowany zysk
w liczbach, bazujący na pierwszym rozwiązaniu Pierre'a, tu na drugim, a tu na
trzecim. - Znów kliknęła myszką. - A oto przewidywany wzrost zysku w oparciu
- 69 -
S
R
o mój biznesplan. - Rozległy się pełne zdziwienia pomruki. - Zgaduję, że
niektórzy z was są zdziwieni, że przewidziałam w swoim planie zwielokrotnie-
nie zysku, nie zakładając wzrostu produkcji. Brian King, siedzący u szczytu
stołu, chrząknął.
- Przyznaję, że już dość dawno temu czytałem twój biznesplan, Beth. Czy
możesz nam przypomnieć, co proponujesz, by osiągnąć ten korzystny wynik?
- Oczywiście, Brian. Z przyjemnością. - Ukryła uśmiech i rzuciła
następny slajd.
ROZDZIAA DZIEWITY
Beth zdjęła żakiet i rozpięła dwa guziki bluzki, ale nadal było jej gorąco.
W pustej sali konferencyjnej stanęła na chwilę pod klimatyzatorem i podniosła
włosy na karku, by poczuć zimny powiew powietrza. W końcu zrezygnowana
zaczęła pakować laptop.
- Musimy porozmawiać.
Zdumiona podniosła wzrok i zobaczyła Pierre'a, który stał w drzwiach.
Wyglądał nieskazitelnie pomimo upału. Zagryzła usta z irytacji.
- Zarząd tego od nas oczekuje - powiedziała, odłączając komputer od
rzutnika i zwijając kabel do walizki.
- Tak jest. - Wszedł do pokoju i zamknął drzwi.
- Czy mógłbyś otworzyć drzwi? - Zerknęła na niego. - Jest gorąco. Chyba
klimatyzacja zle działa.
- Za chwilę. Myślę, że jestem ci winien przeprosiny. - Gdy rzuciła mu
pytające spojrzenie, dodał: - Naprawdę powinienem przeprosić.
W przypływie emocji przytrzymała się stołu, zanim powiedziała:
- Właściwie za co?
- Nie doceniłem cię i przykro mi z tego powodu.
- 70 -
S
R
Uniosła podbródek.
- Przykro ci, że zapadła decyzja nie po twojej myśli?
- Usiłuję cię przeprosić - nie ustępował. - To prawda, że nie jestem w tym
zbyt dobry. Być może moja znajomość angielskiego szwankuje...
- Twój angielski jest znakomity i dobrze o tym wiesz. Za co dokładnie
chcesz przeprosić?
Zawahał się.
- Za to, że potraktowałem cię tak, jakbyś nie znała się na winiarstwie.
Zaprezentowałaś się pierwsza klasa.
- To brzmi protekcjonalnie, Pierre.
- Przykro mi. Nie potrafię tego ująć właściwie.
Ze zmarszczonymi brwiami wróciła do pakowania.
- A więc co było pierwsza klasa? Masz na myśli oprawę czy treść?
- Jedno i drugie.
Patrzyli na siebie przez chwilę, wreszcie Beth zarzuciła torbę z laptopem
na ramię.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś o planach modernizacji starych
zabudowań i innych projektach, które realizujesz?
W drugą rękę chwyciła torebkę.
- Dlaczego nie przeczytałeś mojego biznesplanu?
- Touche. - Podszedł do okna, wsunął ręce w kieszenie i patrzył w dół na
centrum biznesowe miasta. - Interesowały mnie tylko bieżące i przeszłe wyniki
finansowe. Nie doceniłem twojej inwencji. Czuję się trochę głupio.
- Trochę? - Uśmiechnęła się. - Ani ty, ani Frank mnie nie doceniliście. -
Wzruszyła ramionami. - Zresztą nie tylko wy.
- Słucham?
- Nic, nic...
Przyglądał jej się bardzo uważnie.
- Masz poparcie członków zarządu.
- 71 -
S
R
- Tak to wygląda, choć nie jest bezwarunkowe, prawda?
- Pewna doza ostrożności... - Wzruszył ramionami. Zarząd opóznił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]