[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dystyngowanych przyjaciół. Lubił grać w golfa, chociaż grał przeciętnie.
Ponadto zajmował się ogrodem.
Taki był człowiek, do którego zmierzali teraz nadinspektor Japp i
Herkules Poirot, trzęsąc się w rozklekotanej taksówce.
Gothic House był dobrze znanym budynkiem przy Chelsea Embankment.
Wewnątrz urządzony był luksusowo, zarazem z kosztowną prostotą. Nie był
nowoczesny, ale niezwykle wygodny.
Alistair Blunt nie kazał na siebie czekać. Przyszedł prawie natychmiast.
Nadinspektor Japp? spytał.
Japp zrobił krok naprzód i przedstawił Herkulesa Poirot. Blunt przyjrzał
mu się z zainteresowaniem.
Znam, oczywiście, pańskie nazwisko, monsieur Poirot. Z pewnością...
Gdzieś... Zupełnie niedawno... Przerwał i zmarszczył brwi.
Spotkaliśmy się dziś rano w poczekalni ce pauvre monsieur8 Morley
przypomniał Poirot.
Czoło Alistaira Blunta wygładziło się.
Oczywiście rzekł. Przypominam sobie. Wiedziałem, że gdzieś już pana
widziałem. Zwrócił się do Jappa: Czym mogę panu służyć? Z prawdziwą
przykrością usłyszałem o biednym Morłeyu.
Był pan zaskoczony, panie Blunt?
Bardzo. Oczywiście, znałem go bardzo słabo, ale myślę, że był
człowiekiem, do którego samobójstwo nie pasuje.
Czy wydawał się tego ranka zdrów i miał dobre samopoczucie?
Myślę, że... tak. Alistair Blunt przerwał, a następnie powiedział z
chłopięcym uśmiechem: Prawdę mówiąc, bardzo się boję chodzić do
dentysty. Przede wszystkim nienawidzę tego piekielnego wiertła, z którym się
8
fr. Tego biednego pana
na człowieka rzucają. Oto dlaczego nie zwracałem na nic uwagi. Przynajmniej
dopóty, dopóki stamtąd wyszedłem. Muszę jednak stwierdzić, że Morley
wydawał się całkowicie naturalny. Wesoły i pracowity.
Często go pan odwiedzał?
Wydaje mi się, że to była moja trzecia albo czwarta wizyta. Aż do
ubiegłego roku nie miałem kłopotów z zębami. Ale teraz wygląda na to, że się
już rozpadam.
Herkules Poirot spytał:
Kto panu polecił Morleya?
Blunt ściągnął brwi koncentrując się.
Chwileczkę... Bolało mnie... Ktoś mi mówił, że Morley przy Queen
Charlotte Street jest dentystą, do którego powinienem pójść, ale... ale chyba
nigdy w życiu nie przypomnę sobie, kto mi to poradził. Bardzo mi przykro.
Jeśli jednak przypomni pan sobie, to proszę nas zawiadomić
powiedział Poirot.
Alistair Blunt spojrzał na niego uważnie.
Oczywiście, że to zrobię rzekł. Ale dlaczego? Czy to ma jakieś
znaczenie?
Mam pewne podejrzenie, że to może mieć wielkie znaczenie stwierdził
Poirot.
Kiedy wychodzili, przed domem zatrzymał się samochód. Był to mały
samochód sportowy, z gatunku tych, z których można się wydostać jedynie
ruchem węża.
Dziewczyna, która wydostała się z samochodu, składała się przede
wszystkim z rąk i nóg. Kiedy ruszyli ulicą, wreszcie stanęła na chodniku i
nagle krzyknęła:
Halo!
Nie sądząc, by to wołanie skierowane było pod ich adresem, nie odwrócili
się, ale dziewczyna powtórzyła:
Halo! Halo, wy tam!
Zatrzymali się i rozejrzeli dookoła pytająco. Dziewczyna podeszła ku nim.
To wrażenie rąk i nóg pozostało. Była wysoka, bardzo szczupła, o
inteligentnej, żywej twarzy, co łagodziło pewne braki w urodzie. Miała ciemne
włosy i była bardzo opalona.
Zwróciła się do Poirota:
Wiem, kim pan jest... Jest pan detektywem i nazywa się Herkules Poirot!
Miała ciepły i niski głos ze śladem amerykańskiego akcentu.
Do usług, mademoiselle odpowiedział Poirot.
Jej oczy spoczęły na towarzyszu Poirota.
To nadinspektor Japp.
Oczy jej rozszerzyły się. Wydawało się, że jest przestraszona. W głosie
zabrzmiało lekkie wahanie.
Po co panowie tu przyszli!... Czy coś się stało... wujkowi Alistairowi?
Dlaczego pani tak myśli, mademoiselle? szybko spytał Poirot.
Więc nie? To dobrze!
Japp podtrzymał pytanie Poirota.
Dlaczego przypuszczała pani, że mogło coś się stać panu Bluntowi,
panno...?
Przerwał wyczekująco. Dziewczyna odparta odruchowo:
Olivera. Jane Olivera. Zaśmiała się bez przekonania. Detektywi na
progu raczej sugerują obecność bomby na strychu, prawda?
Dzięki Bogu, nic takiego nie przydarzyło się panu Bluntowi. Miło mi to
pani zakomunikować, panno Olivera.
Znów spojrzała na Poirota.
Wezwał pana w jakiejś sprawie?
To my chcieliśmy się z nim widzieć, panno Olivera odparł Japp
ponieważ spodziewaliśmy się, że rzuci trochę światła na sprawę
samobójstwa, które wydarzyło się dziś rano.
Samobójstwo? Kto? Gdzie? pytała szybko.
Dentysta nazwiskiem Morley, Queen Charlotte Street 58.
Och! powiedziała bezbarwnie Jane Olivera.
Och!... Patrzyła przed siebie, marszcząc brwi. Nagle rzuciła: Ależ to
absurd! Odwróciła się szybko na pięcie i bez pożegnania, wyjmując klucz,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]