[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ty zbył jej pytanie wzruszeniem ramion.
- Chcę po prostu powiedzieć, że może Amy miała rację. I ty.
- Ja?
- Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. A jednak to zrobiłem.
Próbując przekonać siebie, że jesteś taka jak Kim, bo unikasz
odpowiedzialności, żyjesz bez celu, szukasz rozrywki i przenosisz
się, kiedy tylko chcesz. Może byłem nawet zazdrosny o twoją
106
RS
wolność, bo ja całe życie byłem uwiązany. Nie jestem dumny z tych
uczuć. Ani z siebie.
A więc Tyler żył tak, jak żył, bo zmusiły go do tego okoliczności.
%7łył życiem, od którego ona uciekła.
Może nadal ucieka?
Czyżby i ona czepiała się jakiegoś wspomnienia? Czy nadal
walczy, choć bitwa dawno się skończyła? Czy i jej świat nie stał się
tak ciasny i ograniczony jak świat Tylera?
- Ty...
- Nie, nie mów nic. Daj mi skończyć - teraz albo nigdy. Przy tobie
nie byłem w stanie nad sobą panować. Nie mogłem trzymać się od
ciebie z daleka. Wymyśliłem więc inny sposób.
- Inny?
- Tak. Starałem się, byś to ty mnie od siebie odepchnęła.
Robiłem różne głupie rzeczy, żebyś tylko była na mnie zła, żebyś
mnie odrzuciła. Miałem nadzieję, że będziesz silniejsza niż ja.
- Ale nie byłam - szepnęła przez ściśnięte gardło Kylie.
- Masz więcej siły, niż przypuszczałem. Raniłem cię, a ty nadal
mnie lubiłaś. Przynajmniej na tyle, by pomóc Amy. I mnie. Choć
wydawało ci się, że porównuję cię z Kim.
- Ja.....
- A potem i to zepsułem. Uwierzyłaś, że to coś w tobie
przeszkadza mi się do ciebie zbliżyć. A mimo to starałaś się mi
pomóc w porozumieniu się z Amy.
- Wiedziałam, że Amy cierpi, ale dostrzegłam, że cierpisz i ty.
Nie mogłam siedzieć z założonymi rękami.
- Dlaczego, Kylie? Przecież miałabyś rację. Kylie spuściła oczy.
Prosił o odpowiedz, której nie mogła mu udzielić. Nie chciałby jej
usłyszeć i chyba wiedziała już dlaczego. Gdyby powiedziała mu, że
go kocha, znów poczułby się odpowiedzialny.
Odgłos zbliżającego się auta zdenerwował go. Tak bardzo nie
chciał, by im przeszkadzano. Ujął w dłonie twarz Kylie i zmusił, by
na niego spojrzała.
- Proszę, Kylie. Muszę wiedzieć. Nigdy nie przypuszczałem, że
107
RS
spotkam kogoś, kto...
Z dworu dobiegł pisk opon i brzęk tłuczonego szkła. Kylie
podbiegła do okna, Tyler pospieszył za nią. Zobaczyli stojącą w
płomieniach stajnię.
- Wezwij straż! - rozkazał Tyler. - I nie wychodz na dwór!
Wybiegł na ganek i po chwili Kylie zobaczyła, jak biegnie przez
podwórze. Po drodze dołączył do niego Tony, groznie wymachujący
pięścią w stronę podjazdu.
Kylie drżącymi palcami wystukała numer straży, szybko podała
im informację o pożarze i błyskawicznie się ubrała. Przez pomyłkę,
zamiast swojej, włożyła koszulę Tylera.
Kiedy dotarła do stajni, Tony już wyprowadzał Kenny'ego. Tuż za
nim Charlie prowadził innego konia.
- Zaprowadzcie je na padok! - krzyknęła Kylie. -W razie czego
wypuścimy je na pola!
Nie zwlekając, wbiegła do stajni. Z trudem oddychając i mrużąc
oczy, dostrzegła Tylera, który akurat od-wiązywał siwka.
Odruchowo sięgnęła po jego uzdę.
- Nie! - krzyknął Ty. - Wez Jeta, bo ten drań nie pozwala mi się
do siebie zbliżyć. I nie wracaj już do tego piekła.
Nie było to łatwe, bo huczący ogień i dym przeraziły zwierzę.
Kylie nie miała uzdy ani siodła. Tylko ręce, nogi i ciężar własnego
ciała. Tylko tym mogła Jeta poskromić. I jeszcze głosem.
Wskoczyła na niego i szepcząc mu czułe słowa do ucha,
poklepując po szyi i spinając nogami, próbowała skierować go na
dwór. Powieki miała przez cały czas zaciśnięte, więc dopiero
wówczas, kiedy poczuła lekki chłód, zrozumiała, że oboje są już
bezpieczni.
- Czyś ty zwariowała? - wrzasnął Ty, kiedy Kylie wprowadziła
Jeta na padok i zeskoczyła na ziemię. -Przecież gdyby pognał w
ogień, uniósłby cię z sobą!
- Zaufał mi. I ja zaufałam jemu.
Resztę powiedziały już im spojrzenia.
- Gdzie jest Spirit? - uświadomiła sobie nagle Kylie.
108
RS
- W tej największej stajni. Przenieśliśmy ją tam, bo poidło się
zepsuło.
- O Boże, nie! Charlie już je naprawił i wczoraj wieczorem
odprowadziłam ją z powrotem.
Tony zaklął pod nosem i spojrzał w kierunku stajni. Kylie już
biegła w jej stronę. Po kilku zaledwie krokach powstrzymała ją silna,
męska ręka.
- Mowy nie ma!
- Muszę! - Kylie błagalnie spojrzała na Tylera. -Przecież tam jest
Spirit!
- Nie możesz tam wejść - powtórzył zdecydowanie,
- Puść mnie! Ona spłonie, jeśli jej nie wyprowadzimy.
- Kylie, Ty ma rację - wtrącił się Tony.
- Nie! Jakoś ją wyprowadzę...
- Za pózno - nie poddawał się Tyler.
- Powiedz to Amy! Wiesz, jak kocha tego konia! Tyler zbladł,
spojrzał na stajnię, potem na Kylie.
- Przytrzymaj ją! - krzyknął do Tony'ego. Chłopak po chwili
wahania skinął głową. Jego uścisk był równie mocny jak Tylera.
- Puść mnie, Tony! Ja ją uratuję!
- To zbyt niebezpieczne!
- Proszę, Tony!
Kylie walczyła jeszcze przez chwilę, potem mogła już tylko płakać.
Tony próbował ją pocieszać, ale nie chciała go słuchać.
Nagle, na ich oczach, część płonącego dachu oderwała się i spadła, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl