[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nek pochodzący z wyższych sfer. Ci mężczyzni będą
mówić wszystko, co kobieta pragnie usłyszeć, byle tyl
ko osiągnąć swój cel. Kiedy już zdobędą, to, porzucają
bezlitośnie - odarłszy uprzednio z cnoty i godności, nie
mówiąc już o tym, że często zostawiają jej pamiątkę
w postaci nieślubnego dziecka i zrujnowanej opinii.
Przyrzekła sobie nie być taką naiwną i dopóki nie
poznała Marcusa, nigdy nie uległa pokusie, aby roman-
sować z mężczyzną stojącym od niej wyżej w społecz
nej hierarchii.
- Czy mogę ci wierzyć? - zapytała nieco łagodniej
szym tonem. Nie miała już takiej srogiej miny. - Czy
dlatego okazujesz mi tyle uczucia i traktujesz tak szar
mancko, że masz nadzieję, iż pewnego dnia twoje me
tody przyniosą pożądany skutek, że złapię się w końcu
na lep twojej galanterii i dam się uwieść? Czy możesz
temu zaprzeczyć?
Marcusowi niełatwo przyszło odpowiedzieć na to
pytanie, Z bolącym sercem wyznał:
- Prosiłaś mnie, żebym był z tobą uczciwy, a więc
będę. Na początku tak rzeczywiście było; po tym, kiedy
po raz pierwszy odrzuciłaś moją propozycję, przez jakiś
czas istotnie nosiłem się z takim zamiarem, ale im bliżej
cię poznawałem, tym lepiej zaczynałem zdawać sobie
sprawę, że nie mogę dopuścić się takiego haniebnego
czynu. Co więcej, gdy ci już opowiem o odkryciach
Jacksona, zamierzam zapytać cię o coś, co, mam na
dzieję, rozproszy twe wątpliwości dotyczące moich rze
czywistych zamiarów wobec ciebie w przyszłości.
Louise znalazła się w niezręcznej sytuacji. Bardzo
chciała dowiedzieć się, jaki jest rezultat poszukiwań
Jacksona, i nie mogła z pogardą potraktować człowie
ka, który jej te wieści przynosił. Co innego, gdyby Mar-
cus zjawił się u niej z pustymi rękami, o, wtedy z pew
nością szybko by go odprawiła. Jakkolwiek jednak by
ło, to on opowiedział Jacksonowi jej historię, i to on za
płacił mu za trudy jego skomplikowanej misji. Nawet
jeżeli początkowo była przeciwna temu przedsięwzię-
ciu, to teraz, gdy dobiegło już końca, zależało jej nie
zmiernie na poznaniu prawdy - wszystko jedno jakiej
- dobrej czy złej, ale sądząc po minie Marcusa, wiado
mości były raczej pomyślne.
- Dobrze - zgodziła się. - Niech tak będzie. Wierzę,
choć nie w pełni. Proszę, usiądz - wskazała krzesło, na
którym zawsze siadywał - i opowiedz mi, czego Jack
son się dowiedział.
Niecierpliwość, która rozsadzała Marcusa, kiedy
czekał na Louise w saloniku, wróciła obecnie ze zdwo
joną siłą.
- Och, moje kochanie - odrzekł. - Misja Jacksona
powiodła się nadspodziewanie dobrze. Odnalazł doku
menty, które potwierdzają, że madame Felice jest Loui
se Cleeve, wnuczkÄ… poprzedniego hrabiego Yardleya.
Co więcej, materiał dowodowy jest tak pełny i niepod
ważalny, że nikt nie ośmieli się kwestionować jego au
tentyczności. Jeśli pozwolisz, pokażemy go prawnikom
naszej rodziny po tym, kiedy już sama go przejrzysz,
abyśmy mogli oficjalnie ogłosić, że pochodzisz z rodzi
ny Cleeve'ów. Wtedy zajmiesz należne ci miejsce w na
szej sferze.
Po raz pierwszy w życiu Louise miała uczucie, że za
chwilÄ™ zemdleje.
- Dowody? Niepodważalne dowody - odezwała się
prawie szeptem - po tylu latach? Gdzie on znalazł te
dokumenty? Mój opiekun nie mógł ich odszukać. Gdzie
to było?
Marcus opowiedział jej o przebiegu wizyty Jacksona
w Steep Ride i zakończył uwagą, że Sywell i Burneck
od poczÄ…tku znali prawdÄ™ o jej pochodzeniu.
W tym momencie Louise, która zaczynała już trochę
dochodzić do siebie po wstrząsie, jakim była dla niej ta
oszałamiająca wiadomość, wykrzyknęła głośno:
- Ach, więc to dlatego on ożenił się ze mną! Cóż to
był za nędznik z tego człowieka.
- Tak jest - przyznał Marcus, po raz kolejny podzi
wiając bystrość umysłu ukochanej. - Tak powiedział
Burneck. Najwidoczniej traktowali to jako dobry kawał
- on i jego ojczulek Sywell.
Louise podniosła się i zaczęła nerwowo spacerować
po pokoju, podobnie jak to wcześniej robił Marcus.
- Kawał! Aadny mi kawał! Moje życie to był dla
nich kawał. Moje cierpienie, ciężka praca, samotność,
brak pewności co do mego pochodzenia, niewiedza,
kim są moi krewni, lęk, że jestem nieślubnym dziec
kiem, to wszystko nic ich nie obchodziło. Dla nich li
czyła się tylko okazja do śmiechu. Cieszyli się jedynie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]