[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czarowników, wyniosła swą wieczerzę z refektarza, aby urządzić własną ucztę na
dziedzińcu Wielkiego Domu; byli tam Vetch, Jasper i Ged oraz sześciu czy siedmiu
innych, a także paru młodzików zwolnionych na krótko z Wieży Osobnej, bowiem to
święto wywabiło z niej nawet Kurremkarmerruka. Wszyscy jedli, śmiali się i z czystej
swawoli wyprawiali sztuczki, które mogłyby zadziwić królewski dwór. Jeden z
chłopców oświetlił podwórzec setką gwiazd utworzonych z błędnych ogników,
barwnych jak drogie kamienie: ich rozkołysana sieć przesuwała się powoli pomiędzy
biesiadnikami a prawdziwymi gwiazdami; paru chłopców grało kulami z zielonego
płomienia i kręglami, które podrygiwały i odskakiwały, gdy kula się zbliżała; Yetch,
jedząc pieczone kurczę, siedział cały ten czas. ze skrzyżowanymi nogami, zawieszony
ponad kolegami w powietrzu. Jeden z młodszych chłopców usiłował ściągnąć go na
ziemię, ale Vetch uniósł się tylko trochę wyżej, poza jego zasięg, i uśmiechając się
spokojnie siedział nad ich głowami. Od czasu do czasu odrzucał na bok kość
kurczęcia, która zmieniała się w sowę i latała pohukując w sieci gwiezdnych świateł.
Ged strzelał do sów strzałami utworzonymi z okruchów chleba i strącał ptaki, a gdy
dotykały ziemi, leżały już na niej tylko kości i okruchy - całe złudzenie rozwiewało się.
Ged próbował też zasiąść obok Yetcha w powietrzu, nie mając jednak klucza do
zaklęcia, musiał trzepotać ramionami, aby utrzymać się w górze, i wszyscy śmiali się z
jego wzlotów, trzepotań i nagłych upadków. Wygłupiał się dalej, aby wzbudzić śmiech,
i śmiał się razem z nimi, bowiem po tych dwu nocach tańca, światła księżycowego,
muzyki i magii był w nastroju szalonym i nieokiełznanym, gotów na przyjęcie
wszystkiego, cokolwiek się stanie.
Nareszcie zeskoczył lekko na ziemię obok Jaspera, a Jasper, który nigdy nie
śmiał się głośno, odsunął się ze słowami:
- Krogulec, który nie umie latać...
- A czy Jasper nie oznacza  jaspis ? - odciął się Ged, szczerząc zęby. - O,
klejnocie pośród czarowników, o, drogocenny kamieniu z Havnoru, zabłyśnij dla nas!
Chłopak, który wprawił w ruch światła ponad nimi, zmusił jedno z nich, aby
spłynęło w dół i pląsając rzucało blaski wokół głowy Jaspera. Nie całkiem tak
opanowany jak zwykle, marszcząc się gniewnie, Jasper zmiótł i zgasił światło jednym
ruchem ręki.
- Mam już dość tych chłopców z ich hałaśliwością i pustotą - rzekł.
- Wchodzisz w wiek średni, bracie - rzucił z góry Yetch.
- Jeśli cisza i ponurość są przedmiotem twoich pragnień - wtrącił się jeden z
młodszych chłopców - zawsze możesz wrócić do Wieży.
Ged zwrócił się do niego:
- Zatem cóż jest przedmiotem twoich pragnień, Jasper?
- Pragnę towarzystwa ludzi mnie równych - odparł Jasper. - Chodz, Vetch.
Zostaw uczniaków z ich zabawkami.
Ged obrócił się, aby stanąć twarzą w twarz z Jasperem.
- Cóż takiego mają czarownicy, czego brakuje uczniom? - zapytał. Jego głos był
spokojny, ale wszyscy pozostali chłopcy nagle ucichli, bowiem zarówno w tonie głosu
Geda, jak i w tonie Jaspera ich wzajemna niechęć pobrzmiewała teraz jasno i
wyraznie jak stal wysuwająca się z pochwy.
- Moc - odpowiedział Jasper.
- Dorównam twej mocy we wszystkim, cokolwiek uczynisz.
- Rzucasz mi wyzwanie?
- Rzucam ci wyzwanie.
Vetch opadł już przedtem na ziemię, a teraz wkroczył pomiędzy nich ze
stanowczym wyrazem twarzy.
- Pojedynki na czary są nam wzbronione i dobrze o tym wiecie. Koniec z tym!
I Ged, i Jasper stali w milczeniu, bo prawdą było że znali prawo Roke, i
wiedzieli także, że Yetchem powoduje miłość, a ich obydwu popycha nienawiść. Mimo
to ich gniew został tylko okiełznany, ale nie ochłódł. Zaraz też Jasper odsuwając się
trochę na bok, jak gdyby chciał być słyszany tylko przez Vetcha, odezwał się ze swym
chłodnym uśmiechem:
- Byłoby chyba lepiej, gdybyś ponownie przypomniał swemu przyjacielowi
pastuchowi o prawie, które go chroni. Wygląda na nadąsanego. Zastanawiam się, czy
on naprawdę myślał, że przyjmę jego wyzwanie? Jegomość, którego czuć kozami,
uczniak, który nie zna nawet Pierwszej Przemiany?
- Jasper - powiedział Ged - cóż ty wiesz o tym, co ja znam?
Na mgnienie, nie wymawiając żadnego słyszalnego słowa, Ged zniknął sprzed
ich oczu, a na jego miejscu zawisł w powietrzu wielki sokół otwierający swój
haczykowaty dziób, jakby chciał zaskwirzyć; trwało to jedno mgnienie, po czym Ged
znów stał w migoczącym świetle pochodni, z mrocznym spojrzeniem utkwionym w
Jaspera.
Jasper cofnął się był o krok, zdumiony, ale teraz wzruszył ramionami i wyrzekł
jedno słowo:
- Złudzenie.
Inni zaszemrali. Vetch powiedział:
- To nie było złudzenie. To była prawdziwa przemiana. Dość już, Jasper,
posłuchaj...
- Dość, aby udowodnić, że za plecami Mistrza zapuścił żurawia w Księgę
Nadawania Kształtu: co z tego? Dalej, kozi pastuchu. Podoba mi się ta pułapka, którą
sam na siebie zastawiasz. Im bardziej usiłujesz dowieść sobie, że jesteś mi równy, tym
bardziej okazujesz się tym, czym jesteś w istocie.
Na te słowa Vetch odwrócił cię od Jaspera i powiedział bardzo łagodnie do
Geda:
- Krogulcze, bądz mężczyzną i daj temu spokój, chodz ze mną...
Ged spojrzał na przyjaciela i uśmiechnął się, ale rzekł tylko:
- Potrzymaj mi przez chwilkę Hoega, dobrze?
Włożył w dłonie Yetcha małego otaka, który jak zwykle siedział był na jego
ramieniu. Otak nie pozwalał nigdy dotykać się nikomu oprócz Geda, ale teraz poszedł
do Yetcha i, wspiąwszy się po jego ręce, skulił mu się na ramieniu, wielkie jasne oczy
kierując wciąż na swego pana.
- No - zwrócił się Ged do Jaspera, spokojnie jak poprzednio - co uczynisz, aby
mi dowieść swojej wyższości?
- Nie muszę nic czynić, pastuchu. Mimo to uczynię. Dam ci szansę - dogodną
sposobność. Zawiść zżera cię jak robak jabłko. Wypuśćmy tego robaka. Chełpiłeś się
niegdyś przy Pagórku Roke, że gontyjscy czarnoksiężnicy nie bawią się w sztuczki.
Chodz teraz na Pagórek Roke i pokaż nam, co takiego robią w zamian. A potem, być
może, ja ci pokażę troszkę czarów.
- Tak, chętnie to zobaczę - odpowiedział Ged.
Młodsi chłopcy, przyzwyczajeni do jego gniewu wybuchającego przy
najmniejszym cieniu lekceważenia albo zniewagi, wpatrywali się weń, zdumieni jego
obecnym opanowaniem. Vetch spoglądał na Geda nie ze zdumieniem, lecz z rosnącą
trwogą. Spróbował znowu wmieszać się w spór, ale Jasper rzekł:
- Ty, Vetch, nie wtrącaj się. Co uczynisz z szansą, jaką ci dałem, pastuchu?
Pokażesz nam jakieś złudzenie, kulisty piorun, zaklęcie, które leczy kozy ż parchów?
- Co chciałbyś, żebym uczynił, Jasper? Starszy chłopak wzruszył ramionami.
- Jeśli o mnie chodzi, możesz przywołać ducha zmarłego!
- Zrobię to.
- Nie zrobisz. - Jasper spoglądał wprost na niego; wściekłość nagle przebiła się
przez jego pogardę. - Nie zrobisz. Nie potrafisz. Przechwalasz się i przechwalasz...
- Klnę się, że to zrobię!
Wszyscy stali przez chwilę całkiem bez ruchu.
Wyrywając się Yetchowi, który starał się go powstrzymać ze wszystkich sił, Ged
wyszedł wielkimi krokami z dziedzińca, nie oglądając się za siebie. Pląsające nad
głowami błędne ogniki wygasły, opadając w dół. Jasper sekundę się wahał, potem
podążył za Gedem. A reszta ruszyła bezładną gromadą z tyłu w milczeniu, z
ciekawością i przestrachem.
Pagórek Roke wznosił swe ciemne zbocza w mrok letniej nocy, czekającej na
wschód księżyca. Obecność tego wzgórza, na którym dokonano tylu cudów, ciążyła
chłopcom jak wiszące w powietrzu brzemię. Gdy zbliżali się do stoku wzgórza, myśleli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl