[ Pobierz całość w formacie PDF ]
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
105
tem król (cesarz grecki Maurycy) rozpytywał ich o narodzie i gdzie
sobie obrał siedziby, i dlaczego uwijają się około rzymskich granic.
Oni zaś odpowiedzieli, że są rodem Słowianie, że zamieszkali na krań-
cu Oceanu Zachodniego i że Chagan (chan Awarów) aż do owych to
stron wyprawił posły celem pozyskania posiłków wojennych, zasyłając
władcom narodu liczne dary. Ci tedy władcy dary przyjęli, ale przymie-
rza zawrzeć nie chcieli twierdząc, iż uciążliwa im jest dalekość pocho-
du; i posłali tych właśnie teraz pojmanych do Chagana, żeby się przed
nim uniewinnić. Jakoż w piętnastu miesiącach dokonali tej podróży.
Ale Chagan, niepomny na prawo posłów, postanowił przeszkodzić ich
pochodowi do kraju. Oni zaś, nasłuchawszy się o narodu rzymskiego
tak z bogactw, jak z ludzkości największej sławie (jak to śmiało rzec
się godzi), skorzystali z dogodnej chwili i uszli do Tracji. Mówili dalej,
że chodzą z gęślami, gdyż nie przywykli przypasywać mieczów, po-
nieważ kraj ich nie zna żelaza i dozwala im przeto żyć w pokoju i zgo-
dzie, grają tedy na gęślach, nie umiejąc uderzać w trąby. Bo komu obca
jest wojna, słuszna, mówili, ażeby taki podobał sobie w ćwiczeniach
muzycznych. Słysząc to samowładca polubił naród i gościnnym przy-
jęciem zaszczycił ich, samych jednych spomiędzy wszystkich barba-
rów, którzy się z nim zetknęli, a podziwiając ich wzrost i dorodność
ciała, odesłał ich do Heraklei .
W tak idealnym świetle zjawia się nam po raz pierwszy to plemię
Slowian, nie znające mieczów, z pieśnią i gęślą idące przez świat i ży-
cie do chana Awarów, na dwór cesarza Maurycego.
Ten sam charakter dawnej społeczności słowiańskiej, miłującej po-
kój i nie wprawnej do wojny, potwierdza Jornandes pisząc o nich armis
disperiti.
W tej ciszy i przy tych śpiewach wyrabia się tam idealna jakaś spo-
łeczność, której instytucje, pózniej zetknięciem się z innymi narodami
nadwerężone i zepsute, zdradzają właściwą i wielce rozwiniętą cywili-
zację. Im głębiej sięgamy w ten mityczny byt, tym idealniejszym się on
przedstawia.
Wiara w jednego Boga, małżeństwo, czystość obyczajów, posza-
nowanie własności posunięte do tego stopnia, iż domy nie potrzebowa-
ły zamknięcia, gościnność nieograniczona, patriarchalne rządy, organi-
zacja gmin i połączenie ich z sobą rodzajem federacji, wszystko to na
dnie starej Słowiańszczyzny dotykalnie jest widoczne. Wojny, potrzeba
obrony od nieprzyjaciela, przypasanie oręża do boku, wciskanie się
obcych pojęć i obyczaju, jak tylko wyszczerbiły ten cały w sobie orga-
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
106
nizm słowiański, natychmiast następuje proces rozkładu jego, psucie
się i wyrabianie czegoś, co musi się stosować do bytu, do temperatury,
jaka Słowiańszczyznę otacza. Zostają tylko szczątki dawnej organiza-
cji, która postradawszy siłę samoistną do dalszego wyrabiania się,
przechodzić musi przesilenie nowej metamorfozy.
Odosobnienie tylko, w jakim owi Słowianie z gęślami żyli, dozwa-
lało im zgodnie z ich naturą wyrabiać się i tworzyć sobie cywilizację
własną; zetknięcie z obcymi zmienia warunki.
Nie ma najmniejszej wątpliwości, że pierwsze chwile takiego prze-
silenia w narodowym organizmie są zawsze upadkiem i osłabieniem,
abdykacją i chwilowym obłędem.
W całej walce Słowiańszczyzny, szczególniej z plemionami ger-
mańskimi, widzimy w niej zabytek starego organizmu który nieprzy-
jaciele nawet wynoszą wysoko i jako pierwszy skutek nowej cywili-
zacji: obezwładnienie, chorobę, upadek. Tracą oni to, co wyrobili w
sobie sami, a nie mogą od razu przyswoić tego, co im w formie mało
pojętnej i do ich natury nie zastosowanej przychodzi.
Ci ludzie gęśli, nie znający żelaza, przez długie wieki zdradzają w
sobie swe pochodzenie, pozostają marzycielami, a dają się podbijać,
zawojowywać i ujarzmiać. W pózniejszych wiekach plemiona słowiań-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]