[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ludzie zaczęli wpadać w panikę. Wszyscy równocześnie rzucili się do wyjść, ale
ślizgali się na lodzie, krzyczeli, przewracali się, padali jedni na drugich. Zapanował chaos.
Balthazar chwycił mnie w pasie i drugą ręką osłonił mi głowę. Mrozny wiatr powiał przez
salę, gasząc resztę świec. Z każdą sekundą robiło się ciemniej; z każdą sekundą bardziej się
bałam.
Oni wiedzą co trzeba robić, pomyślałam, drżąc na całym ciele. Panna Bethany albo
moi rodzice, albo ktokolwiek wie, jak sobie radzić w takiej sytuacji, bo... mój Boże, ktoś musi
wiedzieć, co robić i jak to wszystko powstrzymać...
Lód pokrywający okno w holu nagle zaczął się topić, tworząc linie, które ułożyły się
w słowo Nasze .
Potem lód wszędzie zaczął pękać: na ścianach, suficie i podłodze. Zachwialiśmy się,
wytrąceni z równowagi wstrząsem pod stopami, a wtedy z góry dobiegł przerazliwy dzwięk.
Spojrzałam w górę i zobaczyłam, że stalaktyty zadrżały... i runęły w dół - długie na trzy metry
lodowe noże.
Wszyscy zaczęli krzyczeć. Balthazar rzucił mnie na podłogę i przykrył własnym
ciałem. Odrętwiała z przerażenia, oszołomiona chłodem podłogi i ciężarem przygniatającego
mnie ciała, zobaczyłam stalaktyt uderzający w podłogę zaledwie metr od nas. Odłamki lodu
rozprysnęły się na wszystkie strony i powbijały mi w ręce. Balthazar zaklął i zdałam sobie
sprawę, że odczuł to uderzenie jeszcze dotkliwiej niż ja. Bryła lodu spadła tuż obok nas, kilka
centymetrów od Balthazara.
A wtedy szyba pękła na drobne kawałki i odłamki szkła posypały się na podłogę.
Wszystko skończyło się równie nagle, jak się zaczęło. Wszędzie dookoła słyszałam
płacz i pojedyncze stłumione łkania. Balthazar zsunął się ze mnie, trzymając się za plecy i
krzywiąc z bólu, a ja rozejrzałam się wokół. Wszystko było zniszczone, na podłodze leżały
dekoracje, satynowe buty i wielkie bryły szybko topniejącego lodu.
- Balthazar, nic ci nie jest?
- W porządku. - Byłby bardziej przekonujący, gdyby nie leżał rozciągnięty na
podłodze. - A ty?
- Taaak. - Po raz pierwszy dotarło do mnie, że mogłam naprawdę zginąć; Balthazar
ocalił mi życie. - Dzięki. Za...
- Nie ma sprawy.
Spojrzałam na szybę, z której już prawie całkiem zniknęło wypisane lodem słowo.
Czego chcą zjawy? Archiwum? Północnej wieży? i A może całej Akademii?
ROZDZIAA 13
Czy wydarzenia ostatniej nocy były podobne do tego, co przeżyłaś wcześniej? - Panna
Bethany siedziała za biurkiem i robiła notatki, nie patrząc na to, co pisze. Wpatrywała się we
mnie.
- To, co widziałam w archiwum, nie było tak przerażające. - Zrozumiałam, że moja
uwaga nie była zbyt pomocna, kiedy panna Bethany zmarszczyła brwi. - Było zimno i pojawił
się obraz na szronie... twarz mężczyzny, nie, słowa. Mówił do mnie. Powiedział przestań .
- Przestań? - Tata stanął obok mojego krzesła; mama usiadła obok mnie.
Przyprowadzili mnie tutaj na naradę i wydawali się jeszcze bardziej niż ja wystraszeni tym, co
zdarzyło się na balu. To mnie zastanawiało. Tata chwycił poręcz krzesła tak mocno, że
widziałam napięte mięśnie jego dłoni. - Co to znaczy przestań ?
- Nie wiem - odpowiedziałam. - Naprawdę, nie mam pojęcia. Panna Bethany dotknęła
piórem warg i się zastanowiła.
- Zdaje się, że nie robiłaś tam nic szczególnego Czekałaś tylko na pana More'a,
prawda?
Teraz musiałam już powiedzieć więcej; od tego zależało bezpieczeństwo wielu osób.
- Kiedy tam byłam, przeglądałam papiery.
- Papiery? - Panna Bethany zmrużyła oczy.
- Po prostu dla zabicia czasu. - Miałam nadzieję, że to zabrzmiało przekonująco. Nie
pozostawało mi nic innego. - ... ja i Balthazar poszliśmy tam dzisiaj znowu.
Na szczęście nikt nie spytał po co. Chyba było to dla nich oczywiste; o ile ich myśli
nie wędrowały jakimiś dziwacznymi ścieżkami. Rodzice byli tą sytuacją bardziej
zdenerwowani, niż się spodziewałam.
- Jakie papiery, kochanie? - Mama położyła mi rękę na ramieniu. - Opowiedz nam
wszystko ze szczegółami. Wszystko, co pamiętasz. Każdy drobiazg może mieć znaczenie.
- Niewiele pamiętam. To znaczy... oglądałam jakieś listy nazwisk. %7ładna z nich nie
zapadła mi za bardzo w pamięć. Nie rozumiem, dlaczego to by miało rozwścieczyć zjawy.
- Pytanie, co skłoniło je do działania - powiedział tata przez zaciśnięte zęby. - Musimy
się tego dowiedzieć, i to jak najszybciej.
- Wybacz, Adrianie, ale to nie jest najistotniejsze. - Panna Bethany odłożyła pióro. -
Najważniejsze jest to, jak się pozbyć zjawy. Wiesz, że istnieją konstruktywne metody
rozwiązywania takich problemów.
Mama zacisnęła palce na moim ramieniu. Jej ręka drżała. Spojrzałam na nią z
zaciekawieniem, ale jej mina pozostawała nieodgadniona.
Mama zdawała się nie słyszeć tego, co powiedziała panna Bethany.
- Zjawy nienawidzą wampirów. Są nieprzyjazne i niebezpieczne. Ostatnia noc
dowodzi tego ponad wszelką wątpliwość.
- Tego nie kwestionuję - odparła panna Bethany. - Chciałam tylko powiedzieć, że
musimy się skoncentrować na naszym głównym celu, a nie martwić nadmiernie zjawami.
Słowa taty przypomniały mi pytanie, które dręczyło mnie, odkąd pierwszy raz
rozmawiałam z Balthazarem o duchach.
- Dlaczego zjawy nienawidzą wampirów?
Mama i tata spojrzeli na siebie, wyraznie zastanawiając się, co powiedzieć. Panna
Bethany skrzyżowała ręce na piersi. To ona mi odpowiedziała.
- Nikt z nas nie wie dokładnie, skąd pochodzimy: wampiry, ludzie i zjawy. Mity są
rozbieżne, a nauka niewiele ma do powiedzenia tym, którzy przetrwali dłużej, niż trwa życie
śmiertelników. Ale są legendy, które mogą zawierać ziarno prawdy.
- Legendy?
- Kiedyś byli tylko ludzie - mówiła panna Bethany. - Dawno, dawno temu. Jeszcze
przed prawdziwą ludzką świadomością. A więc był to też czas przed... moralnością. Czas
instynktów. Emocji. Ludzie żyli jak zwierzęta, oddani radościom ciała i pozbawieni wiedzy o
duchu. To, co teraz ludzkość nazywa zjawiskami nadprzyrodzonymi: jasnowidzenie, telepatia,
wspólne sny, moce wykraczające poza cielesność, było wtedy częścią przyrody, równie
oczywistą jak grawitacja. Ale człowiek ewoluował. Rozwinęła się świadomość. A wraz ze
świadomością pojawiła się zdolność popełniania grzechów.
Patrzyłam w milczeniu na pannę Bethany. Nigdy wcześniej nie słyszałam o niczym
podobnym, a sądząc z nabożnego milczenia moich rodziców - oni też nie.
Panna Bethany mówiła dalej i, co dziwne, w jej głosie wyjątkowo nie było chłodu ani
pogardy.
- Nadszedł dzień, w którym pierwsza ludzka istota zabiła inną. Celowo, rozmyślnie i
świadomie, co znaczy odebrać życie. Kiedy to się stało, więzy między światem naturalnym i
nadprzyrodzonym zostały zerwane. Ale choć życie pierwszej ofiary dobiegło końca, nie
zakończyło się jej istnienie. Nadprzyrodzona część pierwszego zamordowanego człowieka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]