[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śmiercionośny ładunek.
258
— Barnes!
Mężczyzna odwrócił się twarzą do Chrisa, ale wściekłość przyćmiewała mu wzrok.
Nie widział, nie mówił, nie rozpoznawał ani nie myślał. Mógł jedynie zabijać.
Zabiłby każdego, kto znalazłby się w jego zasięgu. Osiągnął stan, w którym
mógł działać tylko w jeden jedyny ukierunkowany sposób. Coś zamroczyło jego
rozum i Barnes zmienił się w istotę kierującą się wyłącznie czystym
prymitywnym instynktem. W skulonej postaci Chrisa Barnes dostrzegł jedynie
kolejny cel, kolejną możliwość zaspokojenia żądzy krwi. Uniósł swoją
śmiercionośną saperkę, aby zadać cios, a Chris zobaczył piekielne ognie,
gorejące w ogarniętych szaleństwem oczach mężczyzny. Próbował w jakiś sposób
usprawiedliwiać postępowanie sierżanta, odroczyć wyrok, który wydawał się
nieuchronny, ale był to błąd. Nienawiść pochłonęła Barnesa tak bardzo, że nic
już nie mogło jej uśmierzyć. Chris patrzył, jak saperka unosi się pionowo w
górę, a potem opada w stronę jego głowy i nagle poczuł bryzg napalmu, który
wyciskał resztę powietrza z jego umęczonych płuc. Ostatnim obrazem, jaki
zarejestrowała jego gasnąca świadomość, był gęsty, czarny kłąb dymu i
płomieni, tworzący obłąkańczą aurę wokół potwornie zeszpeconej twarzy Barnesa.
Piloci phantomów, zataczając ostatni łuk nad obozowiskiem, gdyż znikome zapasy
paliwa zmuszały ich do powrotu, przechylili swoje samoloty, aby zerknąć na to,
co działo się na dole. Przebijanie się przez atramentową noc, bez spoglądania
na instrumenty pokładowe, było wielce niebezpieczne, ale żaden z pilotów nie
mógł się oprzeć pokusie spojrzenia na spektakl rozgrywający się poniżej.
259
Widok kojarzył się z oglądaniem gry w jakimś oszalałym, przeciążonym
automacie. Podwójne eksplozje bomb, wzbijające się pod niebo fontanny ziemi i
ognia, napalm rozlewający się po terenie obozu, przenikający na lewo i prawo,
wszędzie, gdzie mógł coś znaleźć, coś pochłonąć... to wszystko przypominało
sytuację, kiedy kulka w automacie uderza w pionowy słupek blokujący, a cyfry
na liczniku w szaleńczym rytmie podwyższają swą wartość, zapewniając graczowi
dodatkową, darmową kolejkę. Tej nocy, niezależnie od wyniku gry, nie będzie
darmowej kolejki. Piloci byli dostatecznie obeznani ze śmiercią. Pośród
zgliszczy obozowiska nie dostrzegli ruchu i był to dla nich znak, że mogą już
wracać do bazy. Bitwa w tej dolinie dobiegła końca.
10.
Kiedy Chris Taylor zdołał wreszcie otworzyć oczy, które sprawiały wrażenie
posklejanych, i przetrzeć je powoli zakrwawionymi palcami, aby móc co nieco
zobaczyć, uznał, że diabeł w pełni odpowiada ogólnie znanemu stereotypowi.
Lucyfer wyglądał jak samiec jelenia — miał rozłożyste rogi i śnieżnobiałą
brodę pod ostro zakończoną dolną szczęką. „Jak to się dzieje, że ktoś o tak
delikatnych, żywych oczach może bezlitośnie władać piekielną otchłanią?"
Na odgłos ryku silnika i skrzeczących gąsienic jeleń postawił uszy, przez
chwilę nasłuchiwał, a potem pomknął z powrotem w dżunglę. „Zwierzę porusza się
z płynną gracją — zauważył Chris —jak Elias tuż przed zabiciem przez Barnesa".
Taylor ocknął się z odrętwienia. Był w Wietnamie. Powinien nie żyć, leżeć
gdzieś pośród trupów żołnierzy APW, z saperką Barnesa wystającą z przełupanego
czoła. A jednak żył. Jego zmysły upewniły go o tym, kiedy stanął na trzęsących
się nogach.
Chris czuł woń napalmu zmieszaną z odorem kordytu. Jego uszy wychwyciły
odległy ryk, dochodzący z oddali. Nadciągała pomoc. Bolące oczy przymrużyły
się w bladym świetle nowego świtu i przesłały do mózgu informację o tym, że
przeżył. Inne zmysły krzyczały o bólu nie do
261
zniesienia, kiedy Chris zaczai z wolna poruszać się naprzód, ignorując
potwornie okaleczone trupy Amerykanów i Wietnamczyków, dzielące go od jego
przeznaczenia. Krwawił okropnie z ran od odłamków szrapnela i wielu innych
obrażeń, jakie odniósł w chwili eksplozji. Idąc czuł, jak płaty skrzepniętej
krwi pękają i odpadają od jego ciała. Chris zdał sobie sprawę, że to nalot
musiał uratować go przed wściekłością szaleńca. Trzeba jedynie sprawdzić, czy
i szaleńcowi udało się przeżyć. „Musisz dowiedzieć się, czy sprawiedliwości
stało się zadość". Jęcząc z bólu, pochylił się nad dołem, w którym zginęli
Bunny i Junior, Chris podniósł AK-47 i odsunął zamek do połowy, żeby upewnić
się, że pocisk znajduje się w komorze.
Barnes leżał w kałuży krwi, opierając się okrwawionymi plecami o pień drzewa.
Jego ciało było napuchnięte i nabrzmiałe od oparzeń. Rany na nogach i piersi
pokrywała na wpół stężała masa gęstej posoki. Chris pochylił się nad mężczyzną
i spojrzał w jego lodowate, niebieskie oczy, mając nadzieję, że będą szkliste
i nieruchome.
Po raz pierwszy Barnes sprawiał wrażenie bezradnego i bezbronnego. Ale żył.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]