[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zawsze. Marina swoje siostry. Ja, przede wszystkim, ojca. Odchodzą przyjaciele, odchodzą
despoci i tyrani. Różne obrazy cisną się do głowy. Apel poległych, który czytam w Gdańsku,
a tłum skanduje po każdym nazwisku: Jest wśród nas! Tragiczne wydarzenie w mojej
rodzinie tej samej nocy. Karkołomna jazda z Gdańska od Warszawy. Na szczęście mój brat
żyje, choć to cud! Euforia i dramat Solidarności . Stan wojenny. Mój wyjazd na Zachód.
Wyzwanie że dam sobie radę rzucone sobie i... innym. Częste spotkania z Mariną (zawsze
zbyt krótkie, moja kochana siostro). Aączy nas tyle anegdot i jeden smutek. Jacek
Kaczmarski, wzruszony i natchniony jak nigdy, śpiewa u niej w domu swoje Epitafium dla jej
męża. W domu pełnym pamiątek po nim.
Zwiat pędzi jak szalony, jak konie Wysockiego. Nowe sytuacje, nowi ludzie. Walą się
reżimy. Stary świat, którego końca zdawało się nie było widać, trzeszczy jak maszt
podczas sztormu. Co by dzisiaj zaśpiewał mój przyjaciel?
Jesteśmy z Mariną tego samego zdania. Gitara ciągle wibrowałaby w jego rękach. Ciągle
zaklinałby mikrofon jak żmiję. Jego głos charczałby do utraty tchu przeciwko rodzącym się
znów głupotom i nienawiściom. Czy są złowrogą zapowiedzią powrotu starego, czy noszą
ciemne mundury Pamiati ? Niechaj triumf przedwczesny do głów nie uderza/ płodne jest
łono, co wydało zwierza . Jedno jest pewne Wołodia nie poszedłby na żadną zasłużoną
emeryturę. A ile jeszcze rzeczy by jeszcze w nas obśmiał. Wot...
49
Drogi Danielu, mój bracie.
Jak mi dziś smutno. Wołodia skończyłby właśnie 52 lata. Byłby w sile wieku. Gotów
dosiadać koni. Gotów kpić z dorobkiewiczów. Bić się o prawdę.
Jak bardzo nam go brak!
Jak bardzo mnie go brak...
Tyle zrobił, by skruszyć tę nazbyt słynną żelazną kurtynę, a dziś nie może patrzeć na jej
szczątki.
Pierwszy mówił o Warszawie mieście konającym, duszącym się w komunizmie, a dziś nie
może po niej spacerować ciesząc się jej demokratycznym odrodzeniem.
Czy nie wydaje ci się, że pewni ludzie, dla których podróż do Wschodniej Europy stała się
świętym obowiązkiem zostaliby opisani w jednej z najbardziej przewrotnych piosenek
Wysockiego?
Spróbujmy więc, drogi Danielu, uśmiechnąć się. On nie chciałby patrzeć na nasze smutne
miny. Należy mu się to od nas.
Miał nie tylko niezwykły talent.
Kochał życie, miał poczucie humoru...
Dziękuję ci, że robisz wszystko, aby o tym wiedziano.
Całuję Cię
Marina Vlady
50
[ Pobierz całość w formacie PDF ]