[ Pobierz całość w formacie PDF ]
53
- O której masz samolot? - spytała Ruby.
- Planowo mamy lecieć o czwartej, ale na pewno przeszkodzą nam dziennikarze. Zawsze to robią. - Zmarszczył
brwi, patrząc na Ranę. Nie spodziewał się, że będzie taka przygnębiona.
- Czy wywiad z tobą będzie w telewizji? - spytała Ruby.
- Możliwe. Oglądajcie wieczorne wiadomości, to może mnie zobaczycie. - Chcąc poprawić nastrój panujący przy
stole, mrugnął do Ruby i zapytał: - Czy mam wam pomachać?
W końcu trzeba było się pożegnać. Trent uścisnął ciotkę.
- Dziękują ci trener, zespół, fani i... twój siostrzeniec!
Udawała zagniewaną.
- Co ty bredzisz, głuptasie?
- Gdybyś nie zapewniła mi spokojnego miejsca, gdzie mogłem odpocząć, i trzech solidnych posiłków dziennie,
nie doszedłbym do takiej formy. Innym chłopakom będzie na obozie znacznie trudniej.
Ruby otarła wilgotne oczy i wymruczała, że jej drzwi zawsze stoją dla Trenta otworem. Gdy obiecał, że będzie
często dzwonił, wycofała się dyskretnie, zostawiając go w holu z Raną. Spakowany wcześniej samochód czekał
przy bramie.
Trent bez słowa wziął dziewczynę w ramiona. Wtuliła twarz w szyję kochanka i objęła go. Żałowała, że nie może
zatrzymać jego siły, zapachu, ciepła, zamknąć tego wszystkiego w butelce, by rozkoszować się tym później,
ilekroć zatęskni.
- Dlaczego robisz minę, jakby samochód przejechał twego ulubionego kotka? - spytał miękko, gładząc jej włosy.
Uśmiechnęła się niepewnie.
- Naprawdę tak wyglądam?
- Nawet gorzej.
- Jestem smutna. Trudno mi pogodzić się z tym, że odjeżdżasz.
- Tylko na trzy tygodnie.
„Na zawsze” - pomyślała.
- Będę dzwonił!
„Przez kilka wieczorów, później zapomnisz”.
- Będzie mi bardzo ciebie brakowało.
„Dopóki nie spotkasz kogoś innego”.
Odchylił głowę kochanki i pocałował ją. Sądząc, że ich usta spotykają się po raz ostatni, tchnęła w ten pocałunek
całe swoje uczucia.
Gdy skończyli, przejechał delikatnie palcami po jej wargach.
- Pocałuj mnie tak jeszcze parę razy, a polecę do Kalifornii na własnych skrzydłach. - Uścisnął ją mocno,
gwałtownie. - Do zobaczenia za trzy tygodnie.
Potem odjechał.
Doszła do ławki pod schodami i usiadła. Zaczęła gorzko płakać. Teraz nikt nie mógł pocieszyć opuszczonej
kobiety.
Rana była bardzo zajęta. Wykończyła zaległe zamówienia w ciągu dziesięciu dni. Barry reklamował swój pomysł
ręcznego malowania mebli i różnych dodatków. Przekazał już zamówienia na trzy poduszki, które miały zdobić
wiklinowe sofy.
Trent dzwonił co wieczór i rozmawiał tak długo, dopóki Tom, zakwaterowany w tym samym pokoju, nie kazał
przyjacielowi zgasić światła. Rozmowy odbywały się więc tak regularnie, że któregoś wieczoru Ruby zawołała
Ranę do telefonu, mówiąc ze zdziwieniem:
- Jakiś mężczyzna, ale nie Trent. I kimkolwiek jest, źle podał twoje imię. Powiedział: Rana.
Unikając pytającego wzroku Ruby, wzięła od niej słuchawkę.
54
- Słucham.
- Rana Ramsey?
Szybkie spojrzenie upewniło ją, że serial telewizyjny całkowicie pochłonął gospodynię.
- Tak, to ja,
Rozmówca przedstawił się jako agent nowojorskiej firmy ubezpieczeniowej.
- Została pani spadkobierczynią polisy w wysokości pięćdziesięciu tysięcy dolarów. Chciałem sprawdzić pani
aktualny adres. Otrzyma pani czek na całą sumę, gdyż podatek został potrącony przy sprawdzaniu ważności
testamentu.
Czuła, że jej krtań zaciska się.
- To... Kto...?
- Och, przepraszam! Pan Morey Fletcher.
Kolana Rany ugięły się z wrażenia. Nie chciała czerpać finansowych korzyści z samobójstwa przyjaciela.
Przełknęła z trudem ślinę, ale pozbierała się jakoś.
- Wydaje mi się, że w niektórych okolicznościach polisy ubezpieczeniowe tracą ważność.
Mężczyzna był zaskoczony.
- Przepraszam, ale nie rozumiem. Jakie ma pani zastrzeżenia?
Nie mogła się zdobyć na wypowiedzenie tego strasznego słowa.
- Myślę o tym, jak umarł pan Fletcher.
- Towarzystwo ubezpieczeniowe nie znalazło nic podejrzanego w jego śmierci, panno Ramsey. Nikt nie mógł
przewidzieć, jak organizm zareaguje na nowy lek obniżający ciśnienie. Jeszcze raz przepraszam. Myślałem, że zna
pani okoliczności wypadku.
- Ja też tak uważałam - mruknęła Rana.
Opinia Susan na temat śmierci Morey’a nie musiała być prawdą!
- Czy przyjął te tabletki wraz z alkoholem?
- Nie, zawartość alkoholu we krwi okazała się tak niska, że uznano ją za fakt bez znaczenia. Może pan Fletcher
wypił lampkę wina do obiadu. Niestety, trudno było dobrać odpowiednią dawkę leku i przewidzieć reakcję
pacjenta. Gdyby ktoś znajdował się przy nim, gdy stracił on przytomność, może dałoby się uratować mu życie, lecz
lampka wina z pewnością nie zaszkodziła. Jeśli sprawiłem pani przykrość tą rozmową, proszę mi wybaczyć -
powiedział rozmówca, słysząc westchnienie Rany.
- Nie, nie, dziękuję. Dziękuję, że mi pan to powiedział. - Śmierć Morey’a była jednak wypadkiem!
Mógł czuć się zawiedziony odrzuceniem kontraktu przez Ranę, lecz nie doprowadziło go to do samobójstwa. Nie
czuła się już odpowiedzialna za cudze nieszczęście.
Niebawem zadzwonił Trent. Powiedziała mu o poprzedniej rozmowie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]