[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzbanek i ciastka. Postawiła również dwa głębokie kieliszki.
Nie mam w domu wódki ani likieru tłumaczyła się. Musimy się obejść winem. Napije się
pan wina?
Chętnie!
Pytanie Miry miało charakter- czysto retoryczny, bowiem już zdążyła napełnić kieliszki czerwonym
Egri burgundi.
Kawa była wyśmienita. Wino smakowało również.
Co pani teraz czyta porucznik rzucił okiem na tytuły rozrzuconych na tapczanie książek.
Br... hematologia. Coś o krwi.
Tyle rozmyślałam o tym wypadku, że czytanie tego rodzaju książek sprawia
mi po prostu przykrość. Ale trudno, muszę się przygotować do egzaminu. Taki jest los studentki.
A jak w ogóle idzie nauka?
Obecnie już nie najgorzej. Jednak nie tak, jak kiedyś. Jestem bardzo zmęczona i zdenerwowana.
A może to otoczenie wpływa na panią? Ulica, przy której pani mieszka, do najspokojniejszych
nie należy.
Przyznam się panu, że obrzydło mi już to mieszkanie. Stale odczuwam niepokój jeszcze raz
przypomniała o swoich obawach.
Hm porucznik zastanowił się. Wie pani co? Mam pewną propozycję. Czy pani musi stale
być w Warszawie?
Nie, nie muszę odpowiedziała z zaciekawieniem.
Zastrzegam się, że propozycja ta może być dla pani pewnym zaskoczeniem. Może jest zbyt
śmiała, ale proszę mi wierzyć całkowicie uczciwa.
Mira nie przerywała.
Otóż wkrótce wyjeżdżam w góry na odpoczynek. Może by się pani ze mną wybrała?... Z dala od
Warszawy zginie zapewne ten niepokój, który pani odczuwa ostatnio. Nie będzie tam pani niczym
skrępowana. Znajdzie się oddzielny pokoik. To ładny i przyjemny pensjonat.
Będzie się pani mogła uczyć, a w wolnych chwilach połazimy sobie po górach. Nie będę pani w
niczym krępował ani przeszkadzał. Będę grzeczny i w miarę możności podporządkuję się pani woli
i życzeniom. Wyprawa ta będzie kosztowała grosze, więc nie ma się co krępować.
Nie chodzi o pieniądze odpowiedziała Mira po dłuższym namyśle. Oczywiście
płaciłabym za siebie. Propozycja jest nader ponętna. Ale nie wiem, co pan
o mnie pomyśli, jeśli ją przyjmę. Nie będzie pan myślał zle o mnie?
Proszę nie przesadzać. Przecież to ja wysunąłem ten projekt z całą świadomością i pełen
dobrej woli. Jeśli więc nie ma innych zastrzeżeń, uważam, że sprawa została załatwiona i możemy
wypić po kieliszku wina za jej powodzenie.
Mira uśmiechnęła się z wdzięcznością. Porucznik Jaworski widział już taki uśmiech w
samolocie lecącym do Berlina.
Proponuję ruszać za dwa dni. Samochód jest już przygotowany, wyjedziemy
o szóstej rano i po południu staniemy w Zakopanem.
Profesor w Warszawie
Kapitan Mirski poprosił do siebie porucznika Jaworskiego. W gabinecie siedziało już kilku
oficerów.
Berlin przekazał nam profesora zaczął kapitan. Przesłuchiwałem go jeszcze raz, ale nic to
nie wniosło nowego do sprawy. Nazwiska ani adresu w Berlinie, dokąd miał się zgłosić, nie potrafił
sobie przypomnieć. Konkret, to tylko osoba Zygmunta Szorskiego. I dużo, i mało. Jesteśmy zgodni z
prokuratorem, że profesor musi pozostać w areszcie aż do całkowitego wyjaśnienia sprawy. Krystyna
Słoniewską wciąż podtrzymuje swoje zeznania. Widać jednak, że jest wyczerpana nerwowo i chyba
wkrótce zacznie mówić prawdę. A co nowego u ciebie? pytanie kapitana skierowane było do
porucznika Jaworskiego.
Postanowiliśmy jechać z Mirą na tydzień do Zakopanego.
Temu to dobrze, też bym pojechał wtrącił uszczypliwie jeden z oficerów.
Uwaga wcale nie na miejscu odciął się porucznik. Mira już kilka razy mi mówiła, że jest
dziwnie niespokojna. Jeśli niepokój ten jest uzasadniony, to mam wrażenie, że niebezpieczeństwo
może jej grozić wyłącznie ze strony kogoś, kto zlikwidował Zygmunta Szorskiego.
Chyba masz rację rzekł z namysłem kapitan Mirski.
Stawiam wniosek kontynuował porucznik Jaworski abyśmy zorganizowali stałą obserwację
mieszkania Miry Aazówny.
Zgoda przytaknął kapitan. To ważna sprawa. Oby nas tylko ktoś już nie uprzedził i nie
zlikwidował dziewczyny.. Mielibyśmy dopiero wyrzuty sumienia...
Wypad w góry
Porucznik Jaworski zajechał przed dom Miry punktualnie o szóstej. Za chwilę zeszła na dół
ubrana sportowo, z walizeczką w ręku. Ruszyli. Mira była w do
brym nastroju, paplała przez cały czas. Gdzieś koło Radomia, znużona przekomarzaniem się z
Jaworskim oraz jednostaj- nością drogi, zaczęła drzemać. Nie zdając sobie sprawy przesunęła się
lekko i złożyła głowę na ramieniu Stefana. Ciężar był miły, szosa pusta i mógł sobie pozwolić na tego
rodzaju skrępowanie ruchów.
Kiedy przebudziła się, Stefan zaproponował niewielką przerwę w podróży. Zatrzymali się przy
najbliższej gospodzie gminnej spółdzielni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]