[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Naprawdę? - Uśmiechnęła się prowokacyjnie. - Mamy na to czas?
Spóznili się trochę. Większość gości kończyła już drinki, Joss posłał
Alexowi pytające spojrzenie, jednocześnie wskazując brodą grupę
dygnitarzy, których Alex miał zabawiać. Ten odpowiedział szerokim
uśmiechem i objął Kate ramieniem. Pułkownik zrozumiał. Nowożeńcy mają
prawo się spózniać.
RS
47
- Kate, moja droga, wspaniale wyglądasz - mruknął, całując ją w
policzek. -Proponuję uczcić twój przyjazd toastem. Hoskins? - Rozejrzał się
w poszukiwaniu kręcącego się w pobliżu sierżanta odpowiedzialnego za
kasyno. Już po chwili podano mu tacę z wysokimi kieliszkami do szampana
i butelką Veuve Cliquot. Z rumieńcem zakłopotania Kate wzięła kieliszek i
przyjęła gratulacje od ludzi stojących w pobliżu. Alex nie odstępował jej ani
na krok. Oparta o niego, upiła spory łyk musującego napoju.
Spojrzała na pomieszczenie przez złoty płyn. Zwiece w masywnych
srebrnych świecznikach napełniały je miękkim światłem. W porcelanowych
wazonach pyszniły się olbrzymie bukiety kwiatów. Płomyki odbijały się w
złoconych ramach ciemnych malowideł, przedstawiających sceny
batalistyczne. Wśród grupek kobiet, spowitych w barwne jedwabie,
przechadzali się mężczyzni we frakach, ze srebrnymi pucharkami w
dłoniach. Przez chwilę wydawało się jej, że czas się cofnął i obserwuje
scenę, która miała miejsce sto lat temu. Albo jeszcze wcześniej.
Ktoś opowiadał, że wystrój kasyna zaprojektowano z myślą o garnizonie
w Indiach. Z niepojętych przyczyn obrazy i dywany wylądowały w Irlandii
Północnej. Bez trudu wyobraziła sobie, że za wielkimi oknami króluje
dżungla, służący ospale machają wachlarzami, a oficerowie i ich damy
powoli sączą drinki.
I wtedy kątem oka dostrzegła zepchnięte pod ścianę meble używane na
co dzień. Nie pomogło przykrycie lnianymi narzutami, ich niekształtne
kontury rozpoznałaby wszędzie. Roześmiała się radośnie.
Przed ślubem sadzano ich obok siebie, teraz jej miejsce było po
przeciwnej stronie wielkiego mahoniowego stołu, wiele krzeseł dalej. Tak
więc jedyne, na co mogła liczyć, to popatrzenie co jakiś czas Alexowi w
oczy. Po jej prawej stronie usiadł Fergus, natomiast sąsiadem z lewej okazał
się, na nieszczęście, Hugh. Poszukała wzrokiem Emmy, licząc na jej
współczucie. W oczach przyjaciółki, utkwionych w Hugh, dostrzegła
nienawiść. Zakłopotana opuściła głowę.
Laura siedziała obok Bilia, w grupie nieżonatych oficerów i ich
przyjaciółek. Byli na tyle daleko, by nie przeszkadzać dygnitarzom
królującym w środkowej części stołu, a jednocześnie na tyle blisko, żeby
pułkownik miał ich na oku. Kate zastanawiała się, czy Laura przypadkiem
nie pozamieniała wizytówek przy nakryciach. Płomienne loki rozsypały się
w nieładzie, gdy zaniosła się głośnym śmiechem. Hugh zacisnął usta w
RS
48
wąską linię. Ciekawe, czy powoduje nim jedynie złość, czy również
cierpienie? Kate nie miała pojęcia.
- Małżeństwo chyba ci służy, Kate? Przyzwyczaiłaś się? - Hugh silił się
na światowy ton, co w jego wykonaniu brzmiało żałośnie.
- Bawię się doskonale. Alex robi wszystko, co w jego mocy, by mi
ułatwić przystosowanie się do nowych warunków. - Uśmiechnęła się
ostrożnie.
- Och, z całą pewnością Alex robi wszystko, co w jego mocy... - Nie
dokończył zdania. - Jest bardzo ambitny, nieprawdaż? Gotów wiele
poświęcić, byle zajść jak najwyżej. Może pewnego ranka obudzisz się jako
lady Aldridge? -Uśmiechnął się ironicznie, jakby dawał do zrozumienia, że
przejrzał jej najskrytsze marzenia - mało oryginalne i bardzo banalne.
- Byłoby to wielkie przeżycie - skwitowała krótko i zwróciła się w stronę
Fergusa. Niestety, rozmawiał z otyłą niewiastą po lewej stronie, więc
biednej Kate nie pozostało nic innego jak wrócić do Hugh.
- Twój ojciec ma jakiś tytuł, prawda? - kontynuował poprzedni temat.
Nie zauważył wąsko zaciśniętych ust Kate.
- Tak.
- Kim jest? Hrabią? Księciem? - dopytywał. Był coraz bardziej
nieprzyjemny. Kate zastanawiała się, ile już wypił. Z pewnością zaczął
jeszcze przed przyjęciem.
- Zaledwie baronem. Byłeś na naszym ślubie? Ale... no tak, wyszedłeś
wcześniej - wycofała się niezręcznie. - A ty? Skąd pochodzisz? - Nie
chciała, by zabrzmiało to tak protekcjonalnie. Niemniej jednak, Hugh się
najeżył.
- Z Hampshire, z okolic Winchesteru. Moja rodzina mieszka tam od
wielu pokoleń. Mamy duży majątek - dorzucił tonem, którym, jak zdążyła
zauważyć, maskował kłamstwa.
- To wspaniale. W przyszłości będziecie mieli gdzie wychować dzieci -
skomentowała z największą uprzejmością, na jaką było ją stać. Wiedziała od
Laury, że majątek składał się z niewielkiego domku i kilku akrów ziemi, nie
chciała jednak rozdrażnić go jeszcze bardziej. Nie pojmowała, czemu w
ogóle poruszył ten temat. Większość oficerów zabijała czas, użalając się nad
swoim statusem nouveau pauvre, choć oczywiście zdarzali się wśród nich
ludzie dobrze sytuowani, na przykład Bill...
- Laura nie chce mieć dzieci
RS
49
[ Pobierz całość w formacie PDF ]