[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Co do pierwszego pytania - powiedział kapłan, otwiera
jąc oczy - omen dla związku z Mettaliuszem Scypionem jest
niedobry. Bogini pozwoliła mi zobaczyć, że jego gwiazda po
woli gaśnie. Twoja rodzina ucierpi, jeśli będziecie dążyć do
tego związku.
Julia skłoniła głowę nad złożonymi dłońmi. Wenus udzie
liła odpowiedzi.
- Ale - zaprotestowała Sabina - on jest senatorem!
- Kim jest kobieta powątpiewająca w słowa bogini? -
Kapłan spiorunował wzrokiem Sabinę, która natychmiast
zamilkła.
Nastąpiła pauza, trwająca dopóty, dopóki w świątyni nie
zapanowała kompletna cisza. Julia usłyszała stłumione odgło
sy z zewnątrz. Po chwili kapłan skinął głową i dobosz znowu
uderzył w bęben, a prowadzący obrzęd wykonał serię skom
plikowanych ruchów rękami nad zwojem. Przyzwał gestem
jednego z pomocników, a ten podał mu czarkę wypełnioną
czerwonym płynem. Kapłan skinął głową i bębnienie znów
ustało.
- Co do twoich pytań, gdzie szukać kandydata, wyrocznia
163
zapewnia mnie, że najlepiej dążyć do związku z kimś, kto po
wrócił spośród umarłych.
W świątyni zapadło milczenie. Julia poczuła zimne kropel
ki potu, ściekające po plecach. Jak ktokolwiek mógł powrócić
spośród umarłych? Proroctwo kapłana nie miało sensu. Ko
góż to jej ojciec wynalazł?
- Kto powrócił spośród umarłych? Jesteś pewien, że to
właśnie mówi wyrocznia? - spytał powątpiewająco Juliusz
Antoniusz. - Czy nie chodzi o człowieka, który powrócił do
zdrowia?
Kapłan zmierzył go chłodnym spojrzeniem.
- Jeśli chcesz, abym ponownie odczytał wróżbę z wnętrzno
ści, będzie to kosztować następne pięćdziesiąt denarów.
- Kiedy rozmawialiśmy o moich zamiarach, sądziłem... -
plątał się Juliusz Antoniusz.
Kapłan złączył czubki palców, formując dłonie na kształt
świątyni, a na jego twarzy malował się gniew.
- Gdy rozmawialiśmy, zgodziłem się raz odczytać wróżbę
z wnętrzności. Powiedziałem ci, że wyroki bogini bywają ta
jemnicze. Czy chcesz zakwestionować moje kapłańskie słowo?
Cena wiedzy nie jest niska.
- Ten wróżbita to szarlatan! - zawołała Sabina. - Jak ktokol
wiek może powrócić spośród umarłych? Juliuszu Antoniuszu,
mówiłam ci, że powinniśmy...
- %7łądam ciszy w mojej świątyni! - zagrzmiał kapłan. -
Ostrzegano was, że należy ją zachować. Wyprowadzić tę
kobietę.
Julia patrzyła, jak Sabina wbrew własnej woli opuszcza
świątynię. Czuła niewiarygodne znużenie. Wiedziała jed
nak z pewnością, że nie będzie musiała poślubić Mettaliusza.
164
O pozostałą część proroctwa postanowiła martwić się póz
niej.
- Pójdziemy już, ojcze? - spytała, gdy kapłan zakończył ce
remonię i znikł.
- Co takiego? - Juliusz Antoniusz pokręcił głową. - Julio,
drugie proroctwo kapłana było w najwyższym stopniu nie
oczekiwane. Wygląda na to, że jednak przemawia przez nie
go bogini.
- Nie jestem pewna, czy cię rozumiem, ojcze.
- Stawianie pytań wróżbitom to delikatna kwestia. Co do
mnie, nie tego się spodziewałem. - Uśmiechnął się. - Nawia
sem mówiąc, twoja macocha miała nadzieję usłyszeć jeszcze
co innego.
Julia przekrzywiła głowę i bacznie przyjrzała się ojcu.
- Ten kapłan z pewnością przemawia w imieniu Wenus, ojcze.
- Czasem tak, córko - stwierdził Juliusz i delikatnie uścis
nął jej ramię. - A czasem nie, lecz nic się nie martw. Znajdę
dla ciebie odpowiedniego kandydata. Takiego, który przynie
sie splendor rodzinie, a tobie da szczęście. Muszę dobrze za
stanowić się nad tymi słowami o człowieku, który powrócił
spośród umarłych. Wyroki bogini bywają tajemnicze.
- Bardzo tajemnicze - przyznała Julia i, ku swej konsterna
cji, usłyszała stłumiony chichot ojca.
- Może pospieszymy teraz na ratunek Sabinie Klaudii, za
nim krzykami obali mury świątyni?
Ujął ją za ramię i Julia poczuła, że ponownie połączyła ich
więz, która istniała przed śmiercią jej matki. To był zupełnie
inny człowiek, całkiem niepodobny do surowego ojca sprzed
kilku tygodni.
165
Miecz Tygrysa spadł prosto na prawe ramię Walensa, który
wzdrygnął się z bólu i omal nie wypuścił tarczy z ręki. Otarł
usta i znów uniósł tarczę. Po tym uderzeniu wydawała mu się
dwa razy cięższa niż zwykle. Mimo to zszedł nisko na nogach
i balansując ciałem, oczekiwał następnego ataku.
- Musisz uważać - powiedział Tygrys z szerokim uśmie
chem, gdy Walens ż najwyższym trudem odbił następny cios.
- Zazwyczaj reagujesz na tę sztuczkę, zanim mój miecz znaj
dzie się w pół drogi do twojego ramienia.
- Zaczniemy jeszcze raz? - spytał Walens, puszczając tę
uwagę mimo uszu. Intensywnie poruszał obolałym ramie
niem z nadzieją, że je rozrusza.
- To już trzeci atak, którego dzisiaj nie odparłeś na czas -
rozległ się głos Strabona. - Co z tobą, chłopcze?
- Trochę naciągnąłem ramię.
- Wobec tego zaraz po ćwiczeniach idz do medyka, a teraz
skup się. Walczysz jak tiro - orzekł Strabon i zbliżył się, by
zbadać ramię Walensa. - Otwarcie igrzysk za niecały tydzień
i masz być na nie w dobrej formie. Skoncentruj się wyłącznie
na walce.
Walens skinął głową i otarł pot z czoła. Koncentracja. Aa
two powiedzieć, trudniej osiągnąć. Przyklęknął i roztarł pia
sek w dłoniach. Czuł, jak ziarenka przywierają mu do skóry.
Tym symbolicznym aktem pokazywał, że jest częścią areny, że
inne życie nie ma dla niego znaczenia. Znowu uzyskał balans
ciała i skinął głową Tygrysowi.
- Opowiesz mi o niej? - spytał Tygrys, gdy Strabon odszedł,
żeby strofować inną trenującą parę gladiatorów.
- Co ty znowu pleciesz? - Walens zablokował uderzenie
błyskawicznym ruchem tarczy.
166
- Przyszedłeś na ćwiczenia tak pózno z powodu kobiety,
której wcale nie chcesz wziąć do łoża. Zakładam, że nosi ona
jakieś imię.
Tygrys zablokował akcję Walensa i odpowiedział kontrą.
Walens czuł, jak ogarnia go gniew z niewątpliwą szkodą dla
koncentracji.
- Masz bujną wyobraznię - stwierdził, zastawiając się tar
czą. - Powiedziałem ci, że musiałem złożyć ofiarę w jednej ze
świątyń. Odczułem nagłą potrzebę.
- Od kiedy stałeś się taki religijny? - zainteresował się Ty
grys. Dotknął krawędzi hełmu, a potem zamachnął się mie
czem, przygotowując następny atak. - Powinieneś wziąć ją
do łoża, zamiast łazić po świątyniach. Według mnie to dużo
przyjemniejsze zajęcie.
Obserwując następny zamach, Walens wiedział, co należy
zrobić. wiczyli ten prosty, lecz efektowny ruch tysiące razy.
Zciągnął tarczę z zamiarem uderzenia nią miecza Tygrysa, ale
zawiódł go refleks. Tarcza opadła ułamek sekundy za pózno
i trafiła z potężnym trzaskiem w ramię przeciwnika.
- Przepraszam - mruknął, widząc paskudny czerwony ślad
[ Pobierz całość w formacie PDF ]