[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jego ust. Zesztywniał. Ona końcem języka badała stwardniałe blizny.
Przesuwała wargi po całej jego twarzy, jakby pieczętowała ją
pocałunkami, zwłaszcza ten pokryty bliznami policzek. Dotykała
krótkiego, lekko kłującego zarostu, skóra na twarzy Arilla napinała się,
jakby prosiła o jeszcze.
Kiedy dotarła do wypukłej blizny nad okiem, musiała wspiąć się na
palce, ale wyżej nie mogła już sięgnąć.
Arill jęknął głęboko i znowu mocno ją do siebie przygarnął.
Czuła jego oddech przy swoim uchu.
- Reina, Reina... Mówił, jakby zbierało mu się na płacz. Ona
podzielała jego ból, nie odzywała się jednak, nie było nic więcej do
powiedzenia. W końcu on się uśmiechnął.
- Jutro. Skinęła głową. Teraz łatwiej było jej odejść, skoro mogła ze
sobą zabrać obraz jego twarzy.
Helena słyszała zgrzyt zamykanego skobla przy drzwiach i zamknęła
oczy. Reina wróciła do domu. Potrzebowała widocznie chwili samotności.
Może poszła do cieplej stajni, tak jak Helena robiła wielokrotnie tysiące lat
temu. Wśród uśpionych zwierzęcych ciał doznawała zawsze pociechy,
czuła się bezpieczna.
Tej dziewczynie nie jest chyba lekko. Teraz może tęsknota za matką
nie dokucza jej już tak bardzo, chyba się nawet nie złości, że została
odesłana z domu.
Najbardziej musi ją boleć zdrada tego młodego mężczyzny. Była
przecież pewna, że on będzie o nią walczył. Może nawet jej to obiecał.
A tymczasem nawet nie odpowiedział na list.
Helena poszukała po omacku ręki męża.
- Reina jest już w domu.
Bendik burknął coś, najwyrazniej zasypiał.
Helena przytuliła się do niego, położyła głowę na jego ramieniu.
Uśmiechała się sama do siebie. Ze wszystkich błogosławieństw, jakie
spływają na mężczyzn, tego zazdrościła im najbardziej.
Tego mianowicie, że mogą spać beztrosko i mocno, oddalić od siebie
wszelkie zmartwienia dnia i zgasnąć niczym świeca, gdy tylko ciało jest
wystarczająco zmęczone.
Mimo wszystko jednak Bendik jest przy niej. Zawsze był blisko,
nawet jeśli pogrążał się we własnych snach i pochrapywał cicho niczym
dziecko.
Kroki Reiny po podłodze. Szelest ubrania, które starannie wieszała.
Plusk wody, gdy myła ręce w miednicy koło kuchni. I w końcu
skrzypnięcie łóżka. Ciche westchnienie.
Helena zamknęła oczy.
Reina zasługuje na lepszy los. Arill Storlendet to nie jest ten
mężczyzna, którego Helena wybrałaby dla niej. Może jest silny i dobrze
zbudowany, posiada ziemie i dwory, ale jest jakiÅ› taki ponury.
Małomówny. Zawsze jakby nieobecny, a zarazem grozny niczym
rozgniewany niedzwiedz.
Reina potrzebowałaby kogoś bardziej rozmownego. Kogoś, kto
potrafiłby zrozumieć nawet coś, co trudne jest do pojęcia.
KogoÅ› takiego jak jej Bendik! Pewnego niczym opoka, dajÄ…cego
poczucie bezpieczeństwa, a jednak pogodnego, radośnie spoglądającego
na świat. I kogoś, kto potrafi zasnąć w każdych okolicznościach.
ROZDZIAA SIÓDMY
Wielkanoc 1765
Johanna była bardzo rada. Dobrze jest widzieć, jak Reina pochyla się
nad małą dziewczynką, dobrze jest słyszeć jej głos, pocieszający chore
dziecko. Dobrze czuć zapach lawendy, kiedy mija pośpiesznie krzesło
matki, by przynieść dla chorego dziecka ciepłej wody z dodatkiem jałowca
i czosnku.
Dobrze jest też wiedzieć, że nie ma już pretensji. Widzieć przed sobą
jej głęboko niebieskie, czyste, lśniące oczy i słyszeć, jak mówi, że bardzo
tęskniła za własną matką. I że chciałaby mieć spokój.
Jakby w ogóle stąd nie wyjeżdżała, kiedy wróciła do domu we
wtorek przed Wielkanocą, odstawiła swoje rzeczy i natychmiast zajęła się
trojgiem chorych ludzi leżących w izbie. Jedną z nich była dziewczynka z
Feigum, której zrobił się wielki wrzód w gardle. Obok leżała kobieta, która
skaleczyła sobie rękę, spadła bowiem ze strychu i trafiła na porzuconą
kosÄ™.
No i był jeszcze stary Werner Grepstad z Bjorketun, którego każdej
wiosny przywożono do Vildegard z zaropiałymi oczyma, obolałym
gardłem i wielkimi problemami z oddychaniem.
Reina opiekowała się małą dziewczynką, która od pierwszego
spojrzenia uznała ją za swoją najlepszą przyjaciółkę.
Zmiały się teraz obie, naprawdę ta mała się śmiała, chociaż musiała
mieć bolesną ranę po operacji, którą Johanna przeprowadziła
poprzedniego dnia.
- Reina, myślę, że służące na nas czekają. Chodz, zjemy coś.
Przyszła natychmiast. Uśmiechała się szeroko, chodziła po izbie lekkim,
niemal tanecznym krokiem.
Naprawdę była szczęśliwa, że jest znowu w domu.
Johanna poczuła, że rozrasta się w niej spokój. A więc jednak
wszystko poszło dobrze. To znaczy, że postąpiła słusznie.
Kiedy pózniej wieczorem Reina pochyliła się nad matką i uściskała
ją, Johanna zamknęła oczy, czuła bowiem, że zaraz popłyną jej łzy po
prostu z ulgi.
- Tak cię kocham, mamo. Pamiętaj o tym, cokolwiek by się stało.
- Oczywiście, że mnie kochasz - szepnęła Johanna wzruszona i
pogłaskała córkę po policzku.
- Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Jeśli nawet padną
między nami jakieś złe słowa, to one i tak nie mogą niczego zmienić!
Reina kiwała głową z bladym uśmiechem.
- Mamo... czy możesz mi wybaczyć? Johanna potrząsnęła głową.
- Nie mam ci czego wybaczać. To tylko takie wydarzenie. Taka...
mała pomyłka. Dziewczęta w twoim wieku, popełniają gorsze błędy, moja
kochana.
Reina wpatrywała się w podłogę. Johanna jednak trzymała ją czule
za rękę.
- Jutro będziemy się bawić, prawda? Jutro są chrzciny u
pastorostwa... Reina uśmiechnęła się pośpiesznie. To właśnie jutro ma się
stać. Nie potrafiła znalezć żadnego sposobu, żeby matkę na to
przygotować.
Dlatego postanowiła być po prostu dobra i życzliwa, spowodować,
by Johanna uznała, że nie mogą się rozłączyć na resztę życia. Są przecież
matką i córką.
Helena rozglądała się uważnie po dużej izbie. Kurz w kątach.
%7łyrandol aż się prosi, żeby go wyczyścić wodą z octem. Nikt od dawna
nie wybierał popiołu z pieca, chociaż paliło się jeszcze dobrze. Duży stół
jadalny został nakryty cieniutkim adamaszkowym obrusem, na którym
widniała wielka plama. Nie prano go chyba od czasu stypy po pogrzebie,
który odbył się w lutym. Magnus Storlendet rozstał się w końcu ze swoim
nędznym życiem.
Ingalill nie jest doświadczoną gospodynią. Tyle jednak powinna
widzieć. To wstyd, że nikt nie wysprzątał domu przed Wielkanocą. Czy
służące w Storlendet robią, co chcą pod rządami młodej gospodyni? Czy
Ida już całkiem zrezygnowała z wszelkiej odpowiedzialności? Helena
zmarszczyła czoło.
Córka jednak przywitała ją okrzykami radości, poza tym wygląda
znakomicie. Helena nie mogła się powstrzymać, by nie przyjrzeć się
specjalnie dokładnie jej talii. Czyżby się na coś zanosiło? Czy brzuch nie
rysuje się wyrazniej niż zazwyczaj pod suknią?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]