[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sprawiały, że z największą tylko trudnością mogłem zwracać się od jednego
przedmiotu lub zajęcia do drugiego. Mogę sobie doskonale wyobrazić, jak wielkie
zadowolenie mogłoby mi przynieść poświęcenie filantropii całego czasu, a nie jego
części, chociaż i to byłoby daleko lepszą linia postępowania.
W drugiej połowie mego życia najbardziej znamienną rzeczą było
rozpowszechnienie się sceptycyzmu i racjonalizmu. Zanim wstąpiłem w związek
małżeński, ojciec radził mi ukrywać starannie moje wątpliwości, gdyż, jak mówił,
znane mu były wielkie niedole, jakie z tego powodu wynikały u ludzi żyjących w
małżeństwie. Wszystko było zupełnie dobrze, dopóki któreś - żona lub mąż - nie
utraciło zdrowia. Wtedy niektóre kobiety czuły się bardzo nieszczęśliwe, ponieważ
wątpiły w zbawienie męża, co mu z kolei przysparzało wielu trosk. Ojciec dodał,
że w całym swym życiu znał tylko trzy kobiety o sceptycznych poglądach. A
46
trzeba pamiętać, że znał on bardzo wielu ludzi i miał niezwykłą zdolność budzenia
zaufania. Gdy go pytałem, co to za trzy kobiety, wyznał z szacunkiem odzywając
się o jednej z nich, a mianowicie o swej szwagierce Kitty Wedgwood, że nie ma co
do tego zupełnej pewności, a tylko niejasne przypuszczenie, poparte
przekonaniem, że kobieta o tak światłych poglądach nie może być wierząca.
Obecnie, chociaż tak mało mam znajomych, znam (lub znałem) wiele zamężnych
pań, które nie są bardziej wierzące niż ich mężowie. Ojciec często przytaczał
nieodparty argument, którym posługiwała się pewna starsza dama, pani Barlow,
posądzająca go o niedowiarstwo i pragnąca go nawrócić. "Doktorze, tak jak wiem,
że cukier w moich ustach jest słodki, tak samo wiem, że istnieje mój Odkupiciel".
OD MOJEGO ZLUBU, 29 STYCZNIA 1839, I ZAMIESZKANIA NA ULICY
UPPER GOWER, DO WYJAZDU Z LONDYNU I OSIEDLENIA SI W
DOWN, 14 WRZEZNIA 1842 r.
Wszyscy znacie dobrze waszą Matkę i wiecie, jak dobrą była Matką dla was
wszystkich. Dla mnie była ona największym błogosławieństwem i mogę zaręczyć,
że w ciągu całego mego życia nie słyszałem od niej ani jednego słowa, które by nie
powinno być powiedziane. Nigdy nie zbrakło jej w stosunku do mnie dobroci i
zrozumienia i z największą cierpliwością znosiła moje częste narzekania na stan
zdrowia oraz złe samopoczucie. Jestem przekonany, że nigdy nie pominęła
sposobności świadczenia dobra. Dziwię się własnemu szczęściu, że ona,
nieskończenie wyżej ode mnie stojąca pod każdym względem, jeżeli chodzi o
wartości moralne, zgodziła się zostać moją żoną. Była mi mądrym doradcą i
pogodnym pocieszycielem w ciągu całego życia, które bez niej byłoby przez długi
czas prawdziwie żałosne wskutek złego stanu mojego zdrowia. Budziła miłość i
uwielbienie w każdym, kto ją poznał. (Mem: zachowałem jej piękny list pisany do
mnie wkrótce po ślubie).
Byłem naprawdę bardzo szczęśliwy w mojej rodzinie i muszę wam wyznać, moje
dzieci, że żadne z was nigdy nie przyczyniło mi niepokoju, z wyjątkiem troski o
wasze zdrowie. Podejrzewam, że niewielu chyba jest ojców, którzy mając pięciu
synów mogliby to powiedzieć tak zupełnie zgodnie z prawdą. Gdy byliście małymi
dziećmi, lubiłem bawić się z wami i muszę westchnąć na myśl o tym, że te czasy
nigdy już nie wrócą. Od najwcześniejszych dni waszego życia aż po dzień
dzisiejszy, gdy już jesteście dorośli, zawsze wszyscy - synowie moi i córki -
byliście dla nas i nawzajem dla siebie bardzo dobrzy, bardzo mili i oddani. Kiedy
wszyscy lub większość z was jest w domu (co dzięki Niebu zdarza się dość często),
żadne towarzystwo nie może być dla mnie milsze i nie marzę o żadnym innym.
47
Tylko raz cierpieliśmy bardzo, opłakując śmierć Annie w Malvern 24 kwietnia
1851 r. - miała już ponad 10 lat. Było to najsłodsze i najczulsze dziecko; jestem
pewien, że wyrosłaby z niej przemiła kobieta. Lecz nie będę mówić o jej
charakterze, gdyż napisałem krótką o tym notatkę wkrótce po jej śmierci. I teraz
jeszcze mam łzy w oczach, gdy myślę o jej dobroci.
Podczas tych trzech lat i ośmiu miesięcy naszego pobytu w Londynie wykonałem o
wiele mniej pracy naukowej niż w ciągu jakiegokolwiek innego równie długiego
okresu mojego życia; chociaż pracowałem tak intensywnie, jak tylko mogłem.
Przyczyną tego były często powtarzające się niedomagania oraz jedna długotrwała
poważna choroba. Ilekroć mogłem pracować, większość czasu poświęcałem mojej
pracy o "Rafach koralowych", którą rozpocząłem jeszcze przed ślubem, a której
ostatni arkusz korekty podpisałem 6 maja 1842 r. Chociaż jest to niewielka
książka, kosztowała mnie ona dwadzieścia miesięcy ciężkiej roboty, ponieważ
musiałem przeczytać wszystkie prace o wyspach Oceanu Spokojnego i zaglądać do
wielu map morskich. Uczeni wyrażali się o niej z uznaniem, a wyłożona tam teoria
jest - jak sądzę - dobrze ugruntowana.
%7ładna inna moja praca nie miała tak dedukcyjnego charakteru, jako że cała teoria
powstała na zachodnim wybrzeżu Ameryki Południowej, zanim w ogóle
zobaczyłem prawdziwą rafę koralową. Musiałem więc pózniej tylko sprawdzić i
rozszerzyć moje poglądy przez dokładne zbadanie żywych raf. Trzeba tu co
prawda zaznaczyć, że już w ciągu dwóch poprzednich lat stale miałem możność
obserwowania skutków okresowego podnoszenia się lądu na wybrzeżach
południowej Ameryki połączonego z denudacją i odkładaniem się osadów. To z
konieczności doprowadziło mnie do usilnych rozmyślań nad wpływem obniżania
się lądu, ciągłe zaś tworzenie się osadów łatwo mi było następnie zastąpić w
wyobrazni wzrostem korali ku górze. W ten sposób powstała teoria tworzenia się
raf barierowych i atoli.
W czasie mego pobytu w Londynie poza pracą nad rafami koralowymi miałem w
Towarzystwie Geologicznym referaty o głazach narzutowych w Ameryce z
Południowej, o trzęsieniach ziemi i o tworzeniu się gleby wskutek działania
dżdżownic. Doglądałem też w dalszym ciągu spraw związanych z publikacją
"Zoology of the Voyage of the Beagle". Nigdy też nie zaprzestałem gromadzenia
faktów dotyczących powstawania gatunków i mogłem się tym zajmować nawet
wówczas, gdy choroba nie pozwalała mi na nic innego.
48
Latem 1842 czułem się nieco lepiej niż poprzednio i wybrałem się na małą
wycieczkę do północnej Walii, by dokonać obserwacji skutków działania dawnych
lodowców, które niegdyś wypełniały wszystkie większe doliny. Ogłosiłem w
"Philosophical Magazine" krótką notatkę o tym, co tam zobaczyłem. Wycieczka
niezwykle mnie zainteresowała i wtedy po raz ostatni starczyło mi jeszcze sił do
górskiej wspinaczki i długich marszów nieodzownych w pracy geologa.
W pierwszym okresie naszego pobytu w Londynie byłem dostatecznie jeszcze
silny, aby bywać w towarzystwie. Zetknąłem się wówczas z wieloma uczonymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl