[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czy korekcja charakteru za pomocą leków psychotropowych, to faustowski pakt.
 To fakt znany medycynie od lat. Ryzyko jest zawsze, nawet przy antybio-
tykach.
 Mam nadzieję, że ludzie będą o tym pamiętać, kiedy odczują pokusę, że-
by brać leki na to, co uważają za wady, na przykład nieśmiałość. Takie leki się
pojawią; nie da się zatrzymać badań, które do tego zmierzają. I nie wątpię, że
będą używane do takich celów. Wystarczy się przyjrzeć, jak szerokie i jak często
wątpliwe jest zastosowanie niektórych nowszych antydepresantów, odkąd tylko
weszły na rynek.
 Problem polega na tym, że nasza kultura na wszystko proponuje pigułkę.
 I dlatego właśnie na pewno będą się zdarzać następne takie historie jak ta,
którą ja przeżyłam. Przy obecnym popycie na leki psychotropowe to nieuchronne.
296
 Jeśli coś takiego ma się jeszcze zdarzyć, to jestem pewien, że cały czaro-
dziejski biznes Salem modli się, żeby zdarzyło się tutaj  zaśmiał się Kinnard.
 Dzięki twojej przygodzie mają niesamowity ruch w interesie.
Kim podniosła z ziemi patyk i pogrzebała nim w rumowisku. Wszystkie me-
talowe przedmioty pod wpływem gorąca uległy całkowitemu odkształceniu i cał-
kowitemu zniszczeniu.
 Ten dom i jego zawartość stanowiły materialne dziedzictwo dwunastu po-
koleń Stewartów  powiedziała.  Wszystko przepadło.
 Współczuję  rzekł Kinnard.  To musi być dla ciebie bardzo przykre.
 Nie tak bardzo. Poza kilkoma meblami większość z tego nie miała żadnej
wartości. Nie było ani jednego przyzwoitego obrazu oprócz portretu Elizabeth,
a ten ocalał. Naprawdę żałuję listów i innych dokumentów, które jej dotyczyły.
Pozostały mi tylko kopie dwóch z nich zrobione na Harvardzie. To jedyna ocalała
poszlaka, że Elizabeth naprawdę miała swój udział w sprawie czarownic z Salem.
Za mało, żeby przekonać historyków.
Stali jeszcze chwilę wpatrzeni w popioły. Wreszcie Kinnard zaproponował,
żeby ruszyli. Kim skinęła głową. Wrócili do samochodu i pojechali do laborato-
rium.
Kim otworzyła drzwi. Przeszli przez pomieszczenie, gdzie miała się znajdo-
wać recepcja, i przez wewnętrzne drzwi. Kinnard stanął jak wryty. W środku było
zupełnie pusto.
 Gdzie sprzęt? Myślałem, że tu jest laboratorium.
 Było. Powiedziałam Stantonowi, że ma natychmiast zniknąć. %7łe jeśli nie,
to oddam wszystko na cele dobroczynne.
Kinnard podbiegł kawałek, kozłując niewidzialną piłką i wrzucając ją do nie-
widzialnego kosza. Echo jego obcasów odbijało się od pustych ścian.
 Możesz tu zawsze urządzić salę gimnastyczną.
 Wolałabym pracownię.
 Mówisz poważnie?
 Tak, chyba tak.
Opuściwszy byłe laboratorium, pojechali do starego domu. Kinnard odetchnął
z ulgą, gdy zobaczył, że nie został ogołocony tak jak tamten budynek.
 Szkoda byłoby zmarnować to wszystko  powiedział.  Zrobiłaś z tego
urocze mieszkanie.
 Tak, jest fajne  przyznała Kim.
Weszli do salonu. Kinnard obszedł go dookoła i wszystko dokładnie obejrzał.
 Jak sądzisz, czy jeszcze kiedyś zechcesz tu zamieszkać?  spytał.
 Myślę, że tak. Kiedyś. A ty? Mógłbyś w ogóle mieszkać w takim miejscu?
 Oczywiście. Po stażu w tutejszym szpitalu proponowano mi etat, nad któ-
rym się poważnie zastanawiam. Mieszkanie tutaj byłoby idealne. Tyle tylko, że
chyba czułbym się odrobinę samotnie.
297
Kim spojrzała mu w twarz. Prowokacyjnie uniósł brwi.
 Czy to ma być propozycja?  zagadnęła.
 Może  odparł wymijająco. Kim zastanawiała się chwilę.
 Może byśmy się przekonali, co do siebie czujemy po sezonie narciarskim?
Kinnard zachichotał.
 Podoba mi się, że nabrałaś poczucia humoru  powiedział.  Potrafisz
teraz żartować nawet z rzeczy, które są dla ciebie ważne. Naprawdę się zmieniłaś.
 Mam nadzieję. Już dawno trzeba było.  Wskazała portret Elizabeth. 
To moja antenatka sprawiła, że to zrozumiałam, i natchnęła mnie odwagą. Nie
jest łatwo przełamać stare schematy. Mam nadzieję, że moja nowa osobowość jest
trwała, no i że ty będziesz mógł z nią żyć.
 Jak na razie szalenie mi się podoba  oświadczył.  Teraz, kiedy jesteśmy
razem, nie czuję się już, jakbym stąpał po szkle. To znaczy, nie muszę się stale
zastanawiać, co ty czujesz.
 To bardzo dziwne, a zarazem wspaniałe, że z tak straszliwej historii mogło
wyniknąć coś dobrego. A najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że wreszcie
znalazłam odwagę, żeby powiedzieć mojemu ojcu, co o nim myślę.
 Co w tym śmiesznego? Wydaje mi się, że to bardzo pasuje do twojej świeżo
nabytej umiejętności ujawniania, co masz na sercu.
 Zmieszne jest nie to, że to zrobiłam, tylko co z tego wynikło. W tydzień [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl