[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzeczy, których ludzie nigdy nie zamierzali poznać.
- Ale tak jest - powiedział Harry. - Nie nauczył się niczego.
Syriusz podniósł wzrok, zaskoczony. Harry wyglądał za okno, wyraz jego twarzy był
daleki i obojętny. Brwi zmarszczył pod oprawkami okularów.
- Jak to? - spytał Syriusz.
- Ja... nie wiem o tym za dużo - oznajmił Harry, wciąż z tym samym dziwnym, pustym
spojrzeniem. To było nieco straszne. - Ale... ale wydaje mi się, że uczymy się, bo jesteśmy
w stanie się zmienić. A zmieniamy się, ponieważ dorastamy. Starzejemy się. Umieramy.
Zmierć jest największą zmianą. - Odwrócił się wtedy do Syriusza, a Syriusz niemal
wyskoczył z siebie na widok tego, co patrzyło na niego zza oczu jego syna chrzestnego.
Było stare. Starsze niż Syriusz. Starsze niż Dumbledore. Starsze niż wszystko, co
Syriusz kiedykolwiek widział, i potężniejsze.
- Zmierć nie zawsze jest zła - powiedział cicho Harry. - Ktoś, kto nie umrze, tak
naprawdę się nie nauczy. Ponieważ się nie zmieni. Voldemort nie rozumie tego. A o to
chodzi, Syriuszu... to jest cały sens magii: śmierć, i zmiana, i nie bać się poświęcenia, gdy
jest potrzebne... poświęcenia s i e b i e , gdy trzeba, nie innych... zrównoważyć wszystko
krwią, ponieważ musisz zachować równowagę i nie bać się jej.
- Voldemort nie wie więc nic o magii - dodał Harry i coś w jego głosie zadzwięczało i
wprawiło w drżenie całą chatę. - Zupełnie nic.
Syriusz parzył na niego z otwartymi ustami, bezradny i zastygły. Harry nigdy nie
wydawał się bardziej różny od Jamesa niż w tym momencie.
- Jak - wychrypiał, chcąc zapytać Jak do diabła wiesz coś takiego i co się z tobą dzieje?,
ale jego usta nie chciały współpracować.
Wyraz twarzy Harry'ego zmienił się nieco. Stał się mniej pusty, a to dziwne, pozbawione
wieku coś w jego oczach znikło, zastąpione czymś nieco bardziej znękanym, nieco bardziej
zgonionym, czymś bardzo przerażonym.
- Syriuszu - wyszeptał, brzmiąc teraz bardziej jak chłopiec - czasami... czasami mam te
sny...
Zwiece płonące na stole i parapecie zgasły i pokój pogrążył się w ciemności. Syriusz
drgnął i zamrugał. Podmuch wiatru? Okno było otwarte...
- Syriuszu? - dobiegł głos Harry'ego ponad stołem, a brzmiało w nim zdziwienie. - Co to
było?
- Nie wiem - powiedział Syriusz, wyciągając różdżkę. - Lumos. - Od razu lepiej. Harry
Lumos
siedział po drugiej stronie stołu i patrzył z ciekawością na zgasłą świecę.
Rozmawiali o czymś?
Harry chyba zastanawiał się nad tym samym.
- Czuję, że chciałem ci o czymś powiedzieć - powiedział zdezorientowany.
- Ja też - przyznał Syriusz, drapiąc się po głowie, i zapalił świecę na nowo. - Pamiętasz,
o co chodziło?
- Nie - odparł Harry, potrząsając głową i marszcząc czoło. - Nie mam pojęcia.
- Cóż - stwierdził Syriusz, gdy płomień świecy rozbłysnął dzięki jego różdżce. - Pewnie
nic ważnego.
26
SERIA HERBACIANA - część 6 O p ę t a n i e
* * *
Obudziłyśmy się.
To było
...dobre.
* * *
26 lipca
Syriusz prawdopodobnie zaczął podejrzewać.
Harry westchnął, podrzucając na łóżku znicz w górę i w dół. Chciałby być bardziej
wyrafinowany. Severus prawdopodobnie by się z nim zgodził. Ale co Harry miał poradzić
na to, że interesował go jego własny kochanek? I żeby być sprawiedliwym przed samym
sobą, nie chodziło tylko o Severusa, już nie. Naprawdę chciał wiedzieć o Bellatrix
Lestrange i innych śmierciożercach. Naprawdę zastanawiał się, jak czuł się Tom Riddle, w
Slytherinie, ponad pięćdziesiąt lat temu. To wszystko było dla niego ważne. Nie było jego
winą, że Syriusz nie postrzegał spraw w ten sam sposób, albo sądził, że zadaje dziwne
pytania, albo coś. I słuchał, gdy Syriusz chciał rozmawiać o jego rodzicach.
Może po prostu zaczynał być niecierpliwy przez to wszystko. Nudziło mu się tak, że
odchodził od zmysłów. Nie mógł czarować, mógł jedynie latać na swojej miotle pod
pewnymi warunkami i w pewnych okolicznościach, nie miał książki, której nie przeczytałby
dziesięć razy, nie było telewizora, a teraz Syriusz nie odpowie na żadne pytanie, nie
przyglądając mu się uważnie. Co mu zostało? Leżeć na łóżku i rzucać zniczem. Syriusz był
na przechadzce. Zawsze pytał Harry'ego, czy ma ochotę mu towarzyszyć, ale dziś Harry
miał wrażenie, że Syriusz naprawdę ma ochotę pobyć sam, więc odmówił. Syriusz chyba
był wdzięczny. Ale nie było go już prawie dwie godziny. Nie powinien niedługo wrócić?
Nagle zaniepokojony Harry zmarszczył czoło. Wiedział, że są tu bezpieczni. Nawet
spacerowanie było bezpieczne, Dumbledore tak powiedział. A jeśli coś się stanie, w
zagajniku było specjalne miejsce, do którego mieli biec. Syriusz pokazał mu, gdzie się
znajduje, stworzył je sam Dumbledore. Mieli go użyć w przypadku kłopotów, ponieważ
Fiuu należało do ministerstwa, któremu nie zawsze można było ufać. Wszystko jedno... jak
mocno Harry tak naprawdę ufał Dumbledore'owi?
Jego ręka różdżkowa zadrżała. Gdyby wydostał różdżkę z kufra, zaklęcie lokalizujące
byłoby proste jak raz-dwa-trzy. Oczywiście, usunięto by go z Hogwartu, to było minusem.
A wtedy by nigdy... prawdopodobnie przesadza. Był...
Harry pewnie złapał znicz, położył się i zamknął oczy. Nie potrzebował do tego różdżki i
był najzupełniej pewien, że to się nawet nie liczy jako czarowanie, skoro nikt nie potrafiłby
tego odkryć.
Syriusz.
Magia Syriusza nie była jak czyjakolwiek inna. Harry znów zaczął podejrzewać, że magia
każdego człowieka jest wyjątkowa. To miało sens. Dlaczego nie miałaby być wyjątkowa?
Będzie to musiał jednak sprawdzić. Zrobi to, kiedy następnym razem będzie w Norze.
Właśnie to. Znajdz cichy moment, zamknij oczy, sięgnij i poszukaj...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]