[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jezu, co ja robię? - szepnęła, ale nie poruszyła się.
Jarek nie przestawał szkicować, a ona nie mogła się doczekać,
kiedy skończy. Bardzo chciała
zobaczyć szkic, ale jeszcze bardziej chciała poczuć jego
dłonie na swoim ciele. Nie spodziewała się, że tak bardzo ją to
podnieci. Ale on... doskonale wiedział, co robi. Poczuła w
sercu ukłucie zazdrości. Jak wiele kobiet w ten sposób
malował?
Szkicowanie nie trwało długo, Jarek odłożył teczkę i ołówki i
z dziwnym błyskiem w oku ruszył w stronę swojej modelki.
Gdy na nią spoglądał, dostrzegł w jej oczach troskę i smutek.
Musiała myśleć o czymś nieprzyjemnym. Tak bardzo chciałby
wiedzieć, co ją trapiło, odsunąć wszystkie złe i ponure myśli,
sprawić, żeby była radosna. Chciał... uśmiechać się tylko dla
niej, chociaż przychodziło mu to z trudem. Każdą oznakę
radości, beztroski ze swej strony odbierał jako zdradę, jako
zapomnienie o tym, co się wydarzyło. Worek pokutny schodził
powoli z jego ramion, Szymon Słupnik zsuwał się na dół,
rezygnując z ascetycznego umartwiania się. To bolało, tego się
bał, to sprawiało, że nie pytał, dlaczego ona się smuci, o czym
myśli. Obawiał się, że zaraz padną pytania, a to byłoby dla
niego niewygodne. Dlatego, zły na siebie, wkurzony na głosy
pełne wahania buzujące mu w głowie, podniecony i chyba...,
nie, nie nazwie tego jeszcze, w każdym razie nabuzowany
podszedł do Moniki, uniósł ją jak piórko i wbił się ustami w jej
wargi. Westchnęła, objęła ramionami jego szyję i z pasją
oddała pocałunek. Jarek chciał się z nią kochać, chciał w końcu
zespolić się z nią, ukoić
się w niej, spełnić się w niej. I pewnie zrobiłby to tutaj, na tej
zalanej słońcem polanie, ale wiedział, że to byłoby mało, że
ciągle oboje pragnęliby więcej, bardziej, mocniej. Cała noc w
Bielawie to też będzie za mało. Dlatego bał się tego. A
jednocześnie... Zdawał sobie sprawę, że ona zaczyna coś do
niego czuć. I wiedział, że on też czuje coś do niej. Ale
ograniczenia, fala nienawiści do samego siebie, życie w
strachu i odosobnieniu zrobiły z niego emocjonalną kalekę,
która nie potrafi mówić o tym, co siedzi w jej głowie.
- Poczekaj - szepnął, stawiając Monikę na nogi. Sięgnęła po
bluzkę i założyła ją. Jarek rozłożył koc, usiadł na nim i
wyciągnął do niej rękę.
- Nie jedziemy? - zapytała szeptem.
- Jeszcze nie. Chodz.
Podała mu rękę i po chwili znalazła się w jego ramionach.
Odchylił poły bluzki i patrzył na jej ciało. Słońce ogrzewało ich
i tak rozpalone głowy.
- Chcę wycałować każdy kawałek twojej skóry. Chcę na
zawsze zostawić w sobie twój smak - szeptał gorączkowo
Jarek, obdarzając jej ciało pocałunkami, mokrymi śladami
swojego pragnienia, rozpaczliwego pragnienia, jakby chciał
dać jej jak najwięcej czułości, jakby się katował, jakby się z nią
żegnał. Monika wstrząsana spazmami rozkoszy, którą dawały
jej jego usta i palce, jednocześnie czuła pod powiekami łzy, bo
w tym akcie miłości i pieszczot było coś smutnego, coś
przejmującego. Coś, co sprawiało, że chciała płakać, wyć,
chciała wstrząsnąć nim
i błagać, żeby się przebudził, że ona tu jest, że czeka, że może
go wysłuchać. Ale nic takiego nie zrobiła. Jarek pomógł się jej
ubrać i gdy już zmierzali w kierunku motocykla, zatrzymał się,
wziął ją w objęcia i mocno przytulił. Stali tak przez chwilę.
Jarek opierał brodę na czubku jej głowy, ona słuchała mocnego
bicia jego serca. Nie widziała jego twarzy, mocno zaciśniętych
oczu, pulsujących policzków. Potem szybko założył okulary
przeciwsłoneczne i gdy już mieli odjeżdżać, dotknął jej
włosów i powiedział cicho: - Dziękuję.
Po powrocie Monika znowu czuła zamęt. Przy nim ciągle się
tak czuła, ale teraz, po tym wszystkim. Kiedy widziała, że
zaczynał się rozluzniać, otwierać, miała wrażenie, że znowu
pozamykał się na wszystkie spusty i ponownie będzie musiała
się przedzierać przez wszystkie zamki jego poharatanej duszy.
Jarek się zastanawiał, czy nie odwołać wyjazdu do Bielawy.
Wprawdzie wysłał już do Ber-niego SMS-a potwierdzającego
przyjazd jego i Moniki, ale teraz... nie był już taki pewien, czy
to jest dobre. Teraz już wiedział. Poznał swoje prawdziwe
uczucia. Dlatego musiał zakończyć swoją podróż. Ale aby to
zrobić, musiał załatwić jeszcze kilka rzeczy. Z jednej strony
czuł smutek, z drugiej... mały zalążek radości.
Cały tydzień malował obrazy Zamku Grodno. Praktycznie nie
wychodził ze swojego pokoju. Wieczorami przychodził do
Moniki i czasa-
mi bez słowa kładł się obok niej. Przytulała go, całowała i
zasypiali, czasami wtuleni w siebie, czasami tylko leżąc i
patrząc sobie w oczy, ale nie dotykając się. Jego koszmary
zniknęły. Gdy nadszedł piątek, Monika spojrzała na niego rano
przy śniadaniu i spytała:
- Mam się pakować na jutro?
Słyszał nadzieję w jej głosie. Przecież obiecał. Cieszyła się na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]