[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pojednawczo Fitzpatrick. - Bądz cierpliwy jeszcze tylko kilka dni. Kiedy Slaterowie wyjadą,
będziesz miał pół wyspy dla siebie. I nikt nie będzie na ciebie zwracał uwagi. Zrobisz wszystko na
spokojnie. Upewniłem się, że teraz będziesz miał naprawdę dobrych ludzi. Prawdziwych
zawodowców.
- A jeśli ci dwaj, których teraz wynająłeś, nie są lepsi od LePage a?
Fitzpatrick znów westchnął.
- Wynająłem najlepszych, jakich znalazłem. Guthrie i Vaden mają świetną opinię. Nie są
debiutantami i honorują kontrakty. Ale w takich sprawach nie ma gwarancji. Płacimy im dobrze, a oni
wiedzą, że dopóki nie wyciągną skrzynki, na ich konta nie wpłynie złamany cent. W dodatku tym
razem ty sam będziesz nadzorował wszystko na miejscu. Nie możemy już bardziej& hm&
zagwarantować sobie ich profesjonalizmu.
- Nie  my płacimy im dobrze , tylko ja wywalam na nich kupę szmalu! - Renner stanął przed
wysokim od podłogi do sufitu oknem swego apartamentu i wpatrzył się w tłusty i lepki jak melasa
smog na dworze. - Artie, tym razem wszystko musi pójść dobrze. Musi! Fitzpatrick odpowiedział
dopiero po chwili.
- A co będzie, jeśli po tylu latach ta skrzynka jest już pusta? Dan, myślałeś o tym?
- Taaa, myślałem.
- I co?
- I nic. To nieistotne. Muszę wiedzieć.
- Wiesz, stary, na czym polega twój problem? Nie potrafisz przyjąć do wiadomości, że czasami
lepiej nie wiedzieć.
- Taa? Daj mi przykład.
W słuchawce znów na chwilę zapadła cisza.
- Nie przychodzi mi teraz nic do głowy - przyznał Fitzpatrick.
Renner pokiwał głową i wyszczerzył zęby do mikrofonu.
- A wiesz, dlaczego? Bo nie ma takiego przykładu. Zawsze lepiej jest wiedzieć. Zawsze lepiej znać
wszystkie odpowiedzi. I wiesz co, Artie? Ta odpowiedz może być cenna. Cholernie!
- Nie zapominaj, że dwadzieścia pięć lat temu ludzie co innego rozumieli przez określenie  kupa
forsy - mruknął nie przekonany Fitzpatrick.
- Moja matka - odrzekł nie zrażony Renner tonem nie znoszącym sprzeciwu - znała znaczenie słów
 wielki szmal w każdych czasach. A jeszcze lepsza była w ocenie wartości kamieni.
Fitzpatrick ugryzł się w język i dopiero po krótkim wahaniu zapytał:
- Naprawdę wierzysz, że ta wypłata była w szmaragdach?
- Mój stary był uznanym geniuszem, Artie. Dokładnie to sprawdziłem. Michael Wyman nie był głupi.
W pamiętniku mojej matki stoi jak byk, że umówił się na kamienie, a nie pieniądze. I ja w to wierzę. -
Renner zdawał sobie sprawę, że nieco dziwnie brzmi w jego głosie ten ton dumy z nieznanego
mężczyzny, który był jego ojcem.
Dobił on targu nad targami. Zrobił naprawdę interes. Najwyrazniej wrodzony talent. Wyman zostawił
szmaragdy w spadku swojemu synowi, choć ten nie nosił nawet nazwiska ojca. Renner nie pierwszy
raz w życiu żałował, że tak się stało.
- Cholera! Masz jakieś pojęcie, ile te kamyczki mogą być dzisiaj warte? - właściwie przez
grzeczność spytał Fitzpatrick.
- Ja wiem, Artie. Wiem dokładnie. A to jeszcze nie wszystko. W skrzynce jest o wiele Więcej.
Szmaragdy to tylko część nagrody. Z pamiętnika mojej matki wynika, że jak już położę łapę na tej
skrzynce, to będę miał w garści młodego, robiącego karierę polityka, niejakiego Hugha Slatera. Bo w
tej cholernej skrzynce są zdjęcia. Kompromitujące zdjęcia. Zdjęcia tatusia Hugha Slatera w
towarzystwie znanego radzieckiego szpiega.
- Ale jeśli to spotkanie rzeczywiście się odbyło, to działo się to przeszło dwadzieścia pięć lat temu!
- No to co? Myślisz, że szanowny pan Hugh Slater nie będzie chodził grzecznie na dwóch łapkach,
jak mu zagrozimy ujawnieniem, że jego stary chciał sprzedać Ruskim tajemnice państwowe? Daj
spokój, Artie. Nieważne, kiedy to było. To naprawdę silny atut. Tak silny, że kariera polityczna go
nie przetrzyma. A mając te zdjęcia może zdołam też sterować Slater Aero. Wyobraz sobie tylko,
Artie! Te szmaragdy, firma wielkości Slater Aero i facet, który pewnie niedługo zostanie senatorem -
wszystko w garści! Będę mógł wszystko!
- Najbardziej mi się zawsze u ciebie podobało to, że masz takie skromne ambicje, Dan.
- Renner roześmiał się głośno. Był szczęśliwy, nabuzowany perspektywą powodzenia, tryskał
energią. Robienie interesów jest lepsze od seksu i kokainy razem wziętych.
- Spotkajmy się w klubie. Zagramy w squasha. Muszę to z siebie wypocić. Kto wygrywa, ten stawia.
- Ponieważ zawsze wygrywasz, to chyba jest to niezły interes. Do zobaczenia za pół godziny.
Renner rzucił słuchawkę na widełki i ruszył do wyjścia z apartamentu. Tym razem się uda. Musi się
udać. Czekał na taki wielki numer przez całe życie, na trafienie, które go wyniesie na szczyt piramidy
władzy w Południowej Kalifornii. Od chwili, gdy znalazł po śmierci matki jej pamiętnik w
bankowym depozycie, wiedział, że trzyma w rękach własną przyszłość.
Szkoda tylko, że w czasie kursu płetwonurków okazało się, że nie jest stworzony do tego sportu. Na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl