[ Pobierz całość w formacie PDF ]
policjantów z zimną obojętnością.. .
Dobrze, są więc "neutralni".
Wzniesieniem ręki zatrzymałem biegnących i krzyknąłem: "Chłopcy, ci s ... syni komuniści przeszkadzają mówić
Komendantowi. Wyrzucimy ich, za mną!"
Teraz biegłem korytarzem, a za mną stukali okutymi obcasami policjanci.
Byle tylko nie omylić się co do
Oto drugie drzwi szklane, otwieram je szybko i wbiegam do sali, a za mną wojewoda Jaroszewicz z policjantami.
Widzę pobladłych komunistów i wskazuję ich (policjantom.
45
i
W tej chwili jednak "Sejm" zaczyna krzyczeć i ruszać się z miejsc.
Posłowie z PPS ruszają tłumem ku mnie, wołając: "Co pan robi?!"
Jeden z nich wyciąga z kieszeni pistolet, ale na szczęście chowa z powrotem do kieszeni.
Moi policjanci chwytają krzyczących komunistów, by ich wyprowadzić z sali, ale posłowie socjalistyczni i chłopscy
dopadli już do ostatnich rzędów foteli i uczepili się komunistów, nie dając ich wyprowadzić. Grożą przy tym
policjantom i rzucają się na nich.
"Chłopcy, wyprowadzić ich, wypełnić obowiązek!" ryczałem przez ten czas, odgradzając posłów od policjantów.
"Winszuję panu pańskiej funkcji, panie generale!" krzyczy za mną generał - poseł Roją. Nie mam, niestety, czasu mu
odpowiedzieć.
Robi się zakorkowanie. Moi policjanci nie mogą wyciągnąć w ciasnym przejściu sali komunistów, trzymanych przez
szereg posłów. Nawet każdy policjant jest "miłosiernie" osadzony na miejscu przez paru wpiętych w jego mundur
"suwerenów".
Silą złego na jednego. Jesteśmy oblepieni i zablokowani przez posłów.
Na szczęście Jaroszewicz wprowadza w tej chwili drugi dziesiątek policjantów.
Zjawienie się ludzi z karabinami, którymi odsuwają nacierających posłów, pozwala nam wytargać z sali komunistów i,
poza nimi, posła Smołę, którego ani rusz nie dało się odczepić od gąsienicy posłów i policjantów, wypełzającej, a
właściwie wyciąganej przez policjantów ustawionych w korytarzu, przez drzwi sali posiedzeń Sejmu.
Wychodząc z sali, oglądam się na Komendanta. Stoi on spokojnie wsparty na szabli, samotny i zrównoważony w tym
chaosie borykania się i walki.
Komunistów każę odprowadzić do komisariatu policjantom z karabinami, a pierwszy rzut z pistoletami każę mieć, na
wszelki wypadek, jeszcze w pogotowiu.
Policja opuszcza sejm.
46
Gdy wszedłem na salę posiedzeń, Pan Marszałek czytał już orędzie Pana Prezydenta, wobec spokoju i ciszy na sali.
Staję obok Komendanta i porucznika Zaćwilichowskiego.
po odczytaniu aktu otwarcia Sejmu Pan Marszałek staje z boku, a do fotela prezydialnego zbliża się poseł Bójko,
desygnowany przez Pana Prezydenta Rzeczypospolitej, jako najstarszy wiekiem, do przewodniczenia na pierwszym
posiedzeniu Sejmu.
Na sekretarzy powołuje on najmłodszych posłów: Piotra Kosibę i Władysława Pragę. Przy czytaniu tego drugiego
nazwiska poseł Bójko ma trudności wzrokowe, wobec czego Komendant szybko zbliża się do niego i pomaga odczytać
nazwisko posła.
Zaczyna się składanie ślubowania przez posłów, w czasie którego Pan Marszałek przechodzi do pokoju ministrów.
Spostrzegaim, że Komendant jest bardzo zmęczony. Oddycha szybko, jest blady i spocony.
Widocznie to wprowadzenie policji do sejmu kosztowało Go więcej zdrowia niż tych posłów, ryczących o wolnościach
parlamentarnych.
Proponuję Panu Marszałkowi, by się położył na kanapę, ale odmawia i za chwilę odjeżdża do Belwederu, każąc tam
powiadomić się o przebiegu wyboru przewodniczącego Sejmu.
Odprowadziliśmy Go do samochodu, po czym wróciliśmy na salę obrad.
Po ukończeniu ślubowania i przerwie odbyły się wybory na marszałka Sejmu, którym wybrany został poseł Daszyński.
Aresztowani komuniści wrócili z pozwolenia Komendanta do sejmu i złożyli ślubowanie przy krzykach tryumfalnych
lewicy.
Po ukończeniu pierwszego posiedzenia Sejmu zwolniłem policję i udałem się zameldować o przebiegu posiedzenia.
Wyszły nadzwyczajne dodatki pism o zajściach w sejmie Pisma opozycyjne, a nawet niektóre nasze uważały, że
pohańbiłem godność ministra, wyrzucając osobiście z policją komunistów z sali.
Nie wiedzieli oni, że Komendant, gdy jeden z Jego pod-
47
r
komendnych wzbraniał się wykonania pewnego, mniej przyjemnego irozkazu, powiedział: "Paniczyk, a inie łaska g ... a
wozić dla Polski, gdy będzie trzeba!!"
Tak, życie Państwa, jak życie człowieka składa się nie z samych tylko funkcyj podniosłych.
A minister, to przecież minister Państwa.
No, a minister to - wiadomo - znaczy po prostu - sługa!
KADA GABINETOWA NA ZAMKU
Na urzędzie ministra spraw wewnętrznych widywałem Komendanta dosyć rzadko.
Nawet w czasie wyjazdów Pana Marszałka do Wilna nie zawsze udało mi się być na dworcu, gdyż podróże
Komendanta trzymane były w całkowitej tajemnicy. Ja sam nie pchałem się, nie chcąc być posądzonym o natręctwo.
Pracowałem w swoim resorcie jak umiałem, nie wiedząc zupełnie, czy praca moja podoba się Komendantowi, czy nie.
Kontakt tygodniowy podtrzymywałem z premierem Ba
premiera, lub wicepremiera, gdy premierem był sam Pan Marszałek.
Na posiedzeniach Rady Ministrów i w gmachu Prezydium Komendant bywał bardzo rzadko. Za to premier Bartel
bywał dosyć często w Belwederze celem otrzymania od Komendanta ogólnych wytycznych polityki państwowej.
W tych warunkach nadeszło lato 1928 roku i większość ministrów szykowała się do wyjazdu na urlop, gdy gruchnęła
wieść, że w dniu 25 czerwca 1928 roku odbędzie się Rada Gabinetowa na Zamku, a więc w obecności Pana Prezydenta.
Zrozumieliśmy od razu, że wobec tego będzie obecny także i Komendant.
Jakoż gdy zebraliśmy się już na Zamku, w sali łączącej
48
adiutanturę 2 gabinetem Pana Prezydenta, sygnał trąbki, dochodzący z dziedzińca zamkowego', oznajmił wystąpienie
warty pod broń przed Komendantem, a w chwilę potem wszedł do sali Pan Marszałek.
Ubrany był, jak zwykle przy pobycie na Zamku, w błękitny mundur marszałka z odznaczeniami bojowymi.
W lewej ręce niósł Komendant szablę (na długich rapciach), czapkę-maciejówkę i białe rękawiczki. Po przywitaniu się
z nami Pan Marszałek wszedł do gabinetu Pana Prezydenta.
,W kilka (minut pózniej adiutant otworzył drzwi i przez gabinet weszliśmy do dużej narożnej sali z kolumnami, gdzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]