[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niezgrabnie na wąskim podwoziu. Za nim drugi i trzeci.
Odruchowo redukuję gaz i ślizgiem poprawiam pozycję do otwarcia ognia. Strzelam krótką serią. Za
pózno  zapas prędkości wypycha mnie do przodu. Wszystkie pociski tłuką w bieżnię. Poczekaj, zaraz
ciebie załatwimy!
Ostrym bojowym zawrotem, aż ciemnieje w oczach, przewalam swą maszynę nad rozległą łąką na
krańcu lotniska i przechwytuję startującego Messerschmitta na kursie zbieżnym...
Na karku Niemca siedzi już inny Jak. Nie mogę odczytać jego numeru. Strzelamy obydwaj jak na
komendę. Smugi z przodu i z tyłu krzyżują się na sylwetce Messerschmitta. Trafiony myśliwiec chwieje się
tuż nad ziemią i otacza białym obłokiem benzyny. W głębokim zakręcie obserwuję jego ostatnie chwile.
Samolot odbija się nagle w snopie płomieni od niewielkiego wzniesienia, znosi w ogromnym rozpędzie kilka
drzew i eksploduje jak granat. To wszystko trwa zaledwie kilka sekund.
Dwa pozostałe myśliwce w ogóle nie zdążyły wystartować. Nasze Jaki rozłożyły je na środku lotniska.
Z Messerschmittów pozostały tylko szkielety dopalające się w kałużach benzyny.
Iły tymczasem wystrzelały amunicję, wyrzuciły wszystkie bomby. Na rozkaz dowódcy zbierają się
pojedynczo nad pobliskim lasem. Wykorzystuję ostatnią okazję. Półwywrotem zjeżdżam w dół i strzelam
parę  pożegnalnych serii. Za mną suną wachlarzem pozostałe Jaki. Kończymy rundę z palcem na spuście.
Po pewnym czasie, gdy nasz pułk przeniósł się do Mirosławca, obejrzeliśmy osobiście skutki
przeprowadzonego nalotu. Stały tam jeszcze szkielety spalonych samolotów, w paru miejscach były leje po
bombach, a największe wrażenie sprawiały powykręcane kikuty wielkiego hangaru. Najbardziej kręcili
głowami nasi mechanicy. Jeden z nich wtedy powiedział:  Połtuczonych maszyn można wam pogratulować.
Rzeczywiście dobra robota. Ale po diabła rozbijaliście hangar? Mógłby się teraz przydać . Miał chyba rację
ten rezolutny chłopak.
* * *
Czy wiecie, co to jest swobodne polowanie?
Pod nazwą tą kryje się szczególny rodzaj działalności bojowej w lotnictwie. Na swobodne polowanie
wyznacza się zazwyczaj pary myśliwskie złożone z doświadczonych pilotów. Operują one według własnego
uznania w dowolnie wybranym rejonie, najczęściej w głębi obszaru nieprzyjaciela. Piloci mogą atakować
cele powietrzne i naziemne, naprowadzać grupy szturmowców na wykryte skupiska wojsk lub kolumny w
marszu, mogą wreszcie  w razie zagrożenia albo przewagi wroga  wycofać się z walki. Swobodne
polowanie nie.uznaje żadnych reguł taktycznych. Każdy manewr jest dobry, jeśli kończy się sukcesem w
postaci zadanych nieprzyjacielowi strat.
Podczas operacji pomorskiej często latałem z Kalinowskim na zadania, które bardzo przypominały
swobodne polowanie. Prowadziliśmy rozpoznanie, ale jednocześnie zezwolono nam atakować cele naziemne
na niemieckich tyłach. Były to loty trudne, ponieważ działaliśmy na dużej głębokości, z dala od własnych
wojsk, bez możliwości wezwania pomocy na wypadek spotkania się z większym zespołem maszyn wroga.
W takich sytuacjach mogliśmy polegać wyłącznie na sobie.
Spotkań tych było jednak niewiele. Niemcy jakoś unikali otwartych walk. Z tego względu interesowała
nas przede wszystkim ziemia. Tutaj zawsze znalazł się jakiś cel godny uwagi myśliwskiej pary. Wtedy
bywało różnie: albo wędrował on na mapę, albo pod lufy działek. Było też i trzecie wyjście. Raz na przykład
przyłapaliśmy na drodze pod Wałczem kolumnę czołgów, która uzupełniała paliwo. Nie płosząc Niemców,
zaalarmowaliśmy otwartym tekstem stanowisko dowodzenia naszej dywizji. Wkrótce potem na pancerną
kolumnę posypały się bomby. Silna grupa szturmowców bezbłędnie trafiła na wskazany z powietrza cel.
Innym razem dostrzegliśmy obiekt pozornie bez znaczenia. Ot, kilka baraków na skraju lasu,
pomalowanych na kolor biały i otoczonych wysokim płotem. Z góry wyglądało to na jakiś magazyn,
starannie utrzymany i połączony z odległymi zabudowaniami Szczecinka betonową drogą.
Przelecieliśmy nad tymi barakami raz i drugi, dokładnie obejrzeliśmy okoliczne pola i  zawahaliśmy
się. Co to może być? Nic właściwie nie wskazywało, by obiekt ten miał znaczenie wojskowe.
Na wszelki wypadek postanowiliśmy poczęstować baraki krótką serią. Ostatecznie, cóż to szkodzi.
Spróbować można, a nuż odkryjemy jakąś zagadkę? Kalinowski znurkował pierwszy uprzedzając mniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl