[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mimo to ją kochała. Jedynej osoby, którą ona darzyła
S
R
bezgranicznym zaufaniem, nie zastanawiając się, dlaczego.
Jedynej osoby, przy której mogła być sobą, być akceptowaną i
kochaną za to, jaka jest. Jedynej osoby, z którą mogła się śmiać,
rozmawiać, milczeć, którą mogła wspierać i od której otrzymała
wsparcie w dobrych i złych momentach życia.
Wszystko sprowadza się do mężczyzny, który jest jej
przyjacielem i kochankiem... jej przeszłością, terazniejszością i
przyszłością.
Kiedy to sobie uświadomiła, poczuła, że spływa na nią
spokój. Wiedziała już, co ma robić. Wstała.
- Dzięki, Annie.
- Biegnij do niego - rzekła przyjaciółka. Odprowadziła
Francescę do drzwi i mocno uścisnęła. - Rozumiem, że
pracujecie na jednej zmianie? - Francesca potwierdziła
skinieniem głowy. - Jak będziecie mieli wolne i zechcecie się
przewietrzyć, zapraszam. Chciałabym poznać tego cudownego
faceta, który sprawił, że twoje oczy nabrały blasku.
Francesca wróciła szybko do szpitala, lecz gdy zobaczyła, że
samochodu Luke'a nie ma na parkingu, jej zapał osłabł. Pognała
do domu. Na sekretarce nie było żadnej nagranej wiadomości.
Sprawdziła skrzynkę odbiorczą w komórce. %7ładnego esemesa.
Mogła siedzieć w domu jak nieśmiała stara panna albo zachować
się jak odważna współczesna kobieta i udać się na poszukiwania.
Wybrała to drugie.
Jej pierwszym przystankiem był dom matki Luke'a. Z bijącym
sercem dzwoniła do drzwi.
S
R
- Francesca! Jak miło cię widzieć! - Sadie wykrzyknęła na jej
widok. - Wejdz, dziecko.
- Dziękuję. Szukam Luke'a.
- Był tu, ale już poszedł - rzekła Sadie. - Mówił, że w szpitalu
doszło do jakiejś awantury...
Francesca przytaknęła ruchem głowy. Nie była pewna, czy
Sadie została wprowadzona w sytuację.
- Czy Luke miał jakieś kłopoty? - spytała.
- Wszystko w porządku. Na pewno sam ci o tym opowie.
Miał jeszcze coś do załatwienia, ale teraz powinien już być w
domu
- Pewnie śpi - rzekła Francesca i uśmiechnęła się, by ukryć
rozczarowanie. - Trudno, zobaczymy się wieczorem;
Sadie również się uśmiechnęła i odparła: . -Sądzę, że Luke
wolałby zobaczyć się prędzej, nawet gdybyś miała go obudzić.
- Ale...
Sadie delikatnie pogładziła ją po policzku.
- Wierzę, że nic nie dzieje się przypadkiem. Złamanie ręki
musiało mi się przydarzyć po to, żebym trafiła do ciebie, a ty z
kolei ściągnęłaś Luke'a do domu - rzekła starsza pani,
wprawiając Francesce w zdumienie. - Zawsze żałowałam, że
kiedy byłaś dzieckiem, nie zrobiłam dla ciebie nic, żeby twoje
życie było szczęśliwsze.
- Miała pani wystarczająco dużo własnych kłopotów -
odparła Francesca.
S
R
- Możliwe, ale serce mi się krajało, kiedy widziałam, że nie
masz koleżanek. Zawsze traktowałam cię jak córkę, jakiej nie
miałam.
Słowa Sadie wzruszyły Francesce do łez. Przypomniały jej
dzieciństwo i pragnienie, żeby to ona była jej matką.
- A ja zawsze wyobrażałam sobie, że pani jest moją mamą -
wyznała z uśmiechem. - Było mi wtedy lżej.
Teraz oczy Sadie zalśniły od łez.
- Przyrzekłam sobie, że się nie będę wtrącać, ale muszę ci
powiedzieć, że zawsze myślałam, że ty i Luke jesteście sobie
przeznaczeni. Jeśli uznasz, że chcesz z nim być, nic nie uczyni
mnie szczęśliwszą. Nareszcie staniesz się członkiem naszej
rodziny.
- Dziękuję.
Zwiadomość, że Sadie darzyła i nadal darzy ją szczerą
sympatią, napełniła serce Franceski radością. Dała się objąć i
uściskać. W głowie brzmiały jej słowa starszej kobiety, że nic
nie dzieje się bez przyczyny.
- A teraz - rzekła Sadie, ocierając oczy - idz i dogadaj się z
moim synem.
Francesca niczego nie pragnęła bardziej. Wsiadła na rower i
mocno pedałując, przejechała przez przedmieścia i skręciła w
wiejską drogę prowadzącą do domku Luke'a. W sercu czuła teraz
pewność, że postępuje słusznie. Po raz pierwszy od bardzo
dawna była spokojna, wiedziała, czego naprawdę chce, wiedziała
to, co powinna wiedzieć od samego początku, że nie potrafi żyć
bez Luke'a.
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl