[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wybieraniu obiektywu.
Spojrzała na morze w kierunku niewielkiej wysepki.
- Co to jest?- Teulada. Jest niezamieszkała. Isabella zrobiła zdjęcie.
- A ta budowla?
- Hiszpańska wieża strażnicza.
- Hiszpańska?
- Najezdzcy przybywali tu nie tylko z Niroli - odrzekł z uśmiechem.
Zauważyła, że uśmiechał się coraz częściej. Ale był w tym ledwo
zauważalny smutek, jakaś nuta żalu. - Wieżę zbudowano w szesnastym
wieku dla obrony przed Arabami.
- Jest piękna. - Isabella wróciła do robienia zdjęć. Była zadowolona,
że może zająć się czymś, co zawsze sprawiało jej przyjemność.
Zapadło milczenie, ale wiedziała, że Domenic patrzy na jej profil, a
nie na odległą wyspę.
- W jaki sposób zainteresowałaś się fotografią? Isabella opuściła
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
aparat.
- Chyba dlatego, że mnie samej bez przerwy robiono zdjęcia.
Przytrzymał jej torbę, kiedy odkręcała obiektyw.
- Na początku byłam bardzo nieśmiała i z trudem znosiłam takie
sytuacje. Wtedy mama kupiła mi mój pierwszy aparat. Uznała, że to może
mi pomóc.
- I pomogło?
- Tak. - Uśmiechnęła się. - Ku mojemu zaskoczeniu. Zaczęłam się
bardziej koncentrować na tym, co powinnam zrobić, żeby zdjęcie dobrze
wyszło.- To dlatego fotoreporterzy tak cię kochają.
- Tego nie wiem. Ale staram się, jak mogę, żeby ułatwić im pracę.
Bo za brak współpracy potrafią bardzo boleśnie odpłacić.
Widziała, że się nad tym zastanowił, ale była mu wdzięczna, że nie
musi rozwijać tego tematu. Gdyby był ciekawy, mogłaby mu bez trudu
pokazać zdjęcia, których za nic nie chciałaby oglądać.
- Twoje zdjęcia Mont Avellany były zachwycające - przerwał
wreszcie przedłużającą się ciszę. - Chyba jeszcze ci tego nie mówiłem.
Ta pochwała sprawiła jej przyjemność.
- Dziękuję. - Włożyła obiektyw do torby. -Ciągle się uczę. Parę
moich zdjęć zostało wykorzystanych do kampanii reklamowej Niroli.
- Nie wiedziałem.
- Najbardziej lubię to z amfiteatrem. - Uśmiechnęła się do niego. -
Ale ja w ogóle lubię amfiteatr. Tam się naprawdę czuje historię, a dla
mnie związek z przeszłością jest bardzo ważny.
Potknęła się na kamieniu, toteż Domenic wyciągnął rękę, by ją
przytrzymać. Pod wpływem tego dotknięcia wstrzymała oddech. Ten
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
mężczyzna niezwykle ją pociąga. Pod każdym względem.
- Uważaj, ścieżka robi się trochę niebezpieczna.
Isabella próbowała odnalezć w jego wzroku i twarzy znajome
napięcie. Nie pomyliła się. Zdradzało go drganie mięśnia w policzku i
nieruchomy uśmiech.
- Nie mamy tu nic, co dorównywałoby amfiteatrowi - powiedział,
opuszczając rękę. - Ale Silvana powinna cię zabrać do ruin starożytnego
miasta Chia.
- Co tam jest? - Z trudem odzyskała oddech.
- Do 1975 roku wydawało nam się, że nic. Według zapisów
historycznych Chia była stolicą rzymskiej prowincji Mont Avellana.
Miasto jednak zostało opuszczone i przez kolejne stulecia piasek przykrył
je całkowicie. Na razie naukowcy odkryli świątynię i rzymskie łaznie, ale
to z pewnością nie wszystko. A mozaiki na podłogach są bardzo
interesujące.
- Chętnie to zobaczę.
- Powiedz Silvanie. A właściwie ja jej powiem. Chciałbym, żebyś
tam pojechała.
Isabella szła w milczeniu. Czuła się zraniona, bo miała nadzieję, że
on ją tam zabierze. Ale to było głupie pragnienie. Domenic wyraznie po-
wiedział, że wraca w czwartek do Rzymu.
Zostało jej tak niewiele czasu. Zbyt mało czasu, by zrozumieć, co ją
do niego przyciągało. Odgarnęła z twarzy kosmyk włosów i spytała
niepewnie:
- Przysłać ci zdjęcia, kiedy wrócę na Niroli? Może mógłbyś je
gdzieś wykorzystać albo pokazać komuś, kto będzie chciał zrobić z nich
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
użytek.- Spojrzał na nią w taki sposób, że dorzuciła szybko: - Udało mi
się zrobić kilka pięknych zdjęć flamingów na słonym jeziorze. A na bag-
nach widzieliśmy czaple. Te chyba nie są szczególnie dobre, bo zaczynało
się już ściemniać, ale obejrzę je dokładniej w domu. Uśmiechnął się.
- Fotografia jest twoją prawdziwą pasją.
- To jedna z niewielu rzeczy, które traktuję poważnie. Cały czas
myślę o zdjęciach. Zaczyna mi to powoli wchodzić w nałóg...
Isabella przerwała na widok stromych stopni wykutych w wapiennej
skale. Prowadziły do niewielkiej zatoczki.
Domenic wyciągnął rękę, by wziąć jej torbę.
- Zejście ma pięćset siedemdziesiąt trzy stopnie.
- Liczyłeś?
- Jolanda liczyła.
Isabella spojrzała na niego, bojąc się pytania, które chciała zadać, i
odpowiedzi, którą mogła usłyszeć.
- Czujesz ból, będąc tutaj bez niej?
- Myślałem, że tak będzie, ale nie. Uklękła, żeby wyjąć z torby
obiektyw.
- Cieszę się.
- Co królowa Sophia pisała o tym miejscu? Isabella wstała i
skierowała obiektyw na skalną
ścianę, nastawiając ostrość na stopnie.
- Pisała, że droga powrotna zabrała im tyle czasu, że spóznili się na
kolację. Ale czegoś takiego się nie spodziewałam.
- Rzeczywiście to robi wrażenie.
Isabella zaczęła ostrożnie schodzić. Wiele stopni było nierównych,
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
w kilku miejscach łatwo było się przewrócić. Domenic zatrzymał się
przed nią i wskazał gestem dłoni:
- Spójrz tam.
Odruchowo wyciągnęła rękę, by się na nim oprzeć. Kiedy dotknęła
jego pleców, przeszył ją dreszcz.
Co się z nią dzieje? %7ładen mężczyzna nigdy tak na nią nie działał.
Nawet szlachetnie urodzony Justin Leagrove-Dyer, którym była mocno
zafascynowana. Ale ta fascynacja szybko jej przeszła, gdy okazało się, że
jest bardziej zainteresowany jej pieniędzmi i królewskim tytułem niż nią
samą.
Powoli zdjęła rękę z jego pleców i spojrzała w tamtym kierunku.
Zza skalnego występu wyłonił się pas białego piasku, porośnięty pojedyn-
czymi jałowcami. Wydmy kończyły się wspaniałym klifem.
Natychmiast sięgnęła po aparat. Domenic roześmiał się. Po raz
pierwszy słyszała taki jego śmiech. Ciepły i głęboki. Spojrzała na niego i
wstrzymała oddech.
Jego wzrok zatrzymał się na jej ustach. Znów spojrzał jej w oczy.
Pocałuje ją. Wiedziała o tym. Bała się oddychać. W głowie tętniła jej
tylko jedna myśl: pocałuj mnie, pocałuj, proszę. Oparł jej ręce na
ramionach i bardzo powoli przysunął się bliżej. Ich usta się zetknęły.
Było tak samo jak poprzednio. Zareagowała na jego pocałunek z siłą
i namiętnością, jakiej nigdy jeszcze nie doświadczyła. Był nienasycony i
łagodny. Kojący i jednocześnie podniecający.
Zacisnęła palce na jego koszuli. Bezgłośnie powtarzała jego imię.
Bez końca.
Poczuła, że odsuwa się od niej. Z jej gardła wydobył się cichy jęk.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Przesunął palcami po jej wargach.
- Isabella... Otworzyła oczy.
- Boże! - Znów przywarł do jej ust. %7łarliwie. Namiętnie.
Nieważne, że jakiś paparazzi mógłby ją teraz podglądać przez
teleobiektyw. Wydawało jej się, że na pocałunek Domenica czekała całe
życie. Przywrócił ją do życia niczym śpiącą królewnę z bajki.
I po chwili było już po wszystkim. Domenic zrobił krok do tyłu, a
ona znów poczuła się odrzucona i bezradna. Odruchowo wzięła go za rę-
kę. Ich palce splotły się ze sobą.
Jego opalona skóra kontrastowała z jej jasną karnacją. On ma takie
piękne ręce. Męskie.
- Nie mogłem się powstrzymać, żeby cię nie pocałować - powiedział
cicho.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]