[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dla zagranicznych gości na lotnisku.
Silvia usiadła razem ze mną na tylnym siedzeniu.
Kiedy ruszyliśmy w stronę Rancho Boyeros deszcz się rozpadał
na dobre. Powiedziała szeptem nachylając mi się do ucha.
Hawana płacze po tobie.
Audziłem się nadzieją, że Iberia się spózni i trzeba będzie czekać
kilka godzin na odlot, jak tutaj często się zdarzało. Ale kiedy
tylko wysiadłem z samochodu dało się odczuć ten gorączkowy
ruch, który wskazuje na zbliżający się start. Zobaczyłem, że
kończą tankować DC-8 Super.
Szukałem jeszcze drobiazgów na podarunki. W stoiskach
handlowych można było dostać muszle, lampy z abażurami,
torby z trawy morskiej, czerwone koralowce, a także sznury
korali Santa Juana.
Było to także jedyne miejsce na wyspie, gdzie ktoś wyjeżdżający
za granicę mógł kupić rum i cygara. Stąd nagła pokusa, żeby
ofiarować Mulatce na pożegnanie butelkę rumu caney.
Zapytałem ile butelek mam prawo kupić. Ekspedient postawił
przede mną na ladzie aż pięć. Wówczas szepnąłem, chociaż ten
szept był nieco za głośny:
Chciałbym je podarować mojej przyjaciółce Silvii, która mnie
odprowadza i teraz...
Sprzedawca przerwał natychmiast moje wyjaśnienie:
Zapakuję rum do pudła i znajdzie pan je u siebie pod
siedzeniem w samolocie.
Nie trzeba, sam je wezmę, proszę się nic trudzić.
Takie mamy zarządzenie. Nic na to nie poradzę.
Włożył rum do podłużnego kartonu z wymalowanym słońcem
wyspy i owiązał sznurkiem. Podał mi numerek. Już wołali do
odprawy celnej.
Chciałem ci coś zostawić w upominku powiedziałem do
Silvii ale nie mam nic prócz serca.
To przecież najważniejsze.
Otworzyły się drzwi do wyjścia na pas startowy. Deszcz zahuczał
ulewą. Kiedy dochodziłem do samolotu, tragarz chciał mi
wręczyć, pudło z rumem caney.
Proszę to oddać Mulatce Silvii! krzyknąłem mu do ucha,
aby zagłuszyć warkot motorów, ale człowiek niosący rum nie
zrozumiał. Wtedy powtórzyłem i moje słowa musiały do niego
dotrzeć, zaprzeczył jednak gwałtownie głową i biegł obok niosąc
pakunek.
Oddałem stewardessie kartę startową i wszedłem na schodki
samolotu nie oglądając się na niego. W chwili, kiedy zapinałem
pasy, ta sama stewardessa podała mi elegancko opakowane pudło
z rumem caney.
Deszcz padał bez przerwy. Silvia nie mogła wyjść na taras, ale
nawet mimo deszczu musiała zobaczyć jak DC-8 Super poderwał
się do lotu i skierował na północ, przecinając niebo nad miastem.
Księżniczka Yoruba
Wyszła z bocznego pokoiku bosa, w koszuli tylko, z głową w
afro. Wymówiła w zdumieniu moje imię. Coś jeszcze dodała, ale
nie zrozumiałem. Odniosłem wrażenie jakby w dalszym ciągu nie
była pewna z kim ma do czynienia. Postanowiłem przypomnieć
jej szczegóły naszej znajomości. Wymieniłem kilka z nich,
opisałem też naszą" samotnię pośród kłączy i korzeni
nadmorskich drzew wtopioną w łachę piasku na plaży w
Barraccoa. Uśmiechnęła się ironicznie i podała mi swoją
szczupłą, właściwie chudą rękę, po czym spojrzała na chłopca.
Ulisses, przywitaj się z wujkiem. Chłopiec nawet się nie
poruszył.
Kochałaś się teraz? zapytałem.
Usłyszałam, że ktoś puka i zerwałam się z łóżka, aby zobaczyć
kto przyszedł.
Ale nie byłaś sama w tym łóżku powiedziałem
nonszalancko, a właściwie bezczelnie.
Nic nie odpowiedziała. Nie udało mi się znalezć odpowiednich
słów, ani kontrolować tego co do nich
mówiłem. To zazdrość przeze mnie mówiła. W jednej chwili
zrozumiałem, dlaczego musiałem tu przyjechać. Jeszcze raz,
pewnie ostatni w życiu, ją zobaczyć. Był to niekontrolowany
nakaz mojej podświadomości. Niezwykła uroda Silvii znowu
mnie poraziła. Oparłem się o drewnianą ścianę i patrzyłem na
Mulatkę, która stała przede mną na wpół obnażona w upale, który
rozmiękczał mózg i pozbawiał rozsądku.
Wpatrywałem się w jej zbite jakby w kołtun włosy, gęste i lśniące
w słońcu kolorem czerni przechodzącym w granat. Na jej
brązową twarz Mulatki, na której wyraznie rysowały się
wystające kości policzkowe i nieco spłaszczony u nasady nos,
grube wargi. Zachwycały jej zielone oczy. Sam Pan Bóg musiał
być przy poczęciu. Najwspanialsze były jednak nogi,
nieskończenie długie, obnażone uda, które przyprawiały o zawrót
głowy. Unikałem widoku jej rąk. Bałem się na nie spojrzeć. Palce
i ręce ludzi kolorowych, a szczególnie kobiet, schną już po
trzydziestce. Moje obawy były bezpodstawne, Mulatka nie miała
jeszcze trzydziestu lat. Mogłem patrzeć na jej ręce, ale
najbardziej podniecały mnie jej smukłe i błyszczące od potu uda.
Oderwałem się od ściany i zbliżyłem do niej nie mogąc się
opanować, a przecież wiedziałem, że nie wolno mi jej dotknąć. W
tym domu z drewnianych i kartonowych ścian niczego nie da się
ukryć. Nie mogłem także powiedzieć niczego, co mogłoby
ściągnąć na nią jakiekolwiek podejrzenia mężczyzny, który
czekał za ścianą na jej powrót. Zciany
miały szpary, przez które wiał wiatr, sypał piaskiem, ciął
deszczem. W tych ścianach nie było okien, tylko oczy i uszy.
Pragnąłem dotknąć opuszkami palców jej skóry, gładkiej i
błyszczącej czernią. Ileż razy myślałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]